Trzeba z powrotem brać się za kręcenie. Wiecznie padać nie będzie, a forma sama się nie zrobi. Taki mały rozruch. W Zwieńczycy wjechałem w procesję i musiałem 15 minut jechać między ludźmi, bo nie dało się wyminąć. Przynajmniej kościół sobie odrobiłem:D Tempo było rekreacyjne, ale nie zmęczyłem się, co dobrze rokuje, bo myślałem że mi całkiem kondycja wysiadła.