Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2009

Dystans całkowity:274.89 km (w terenie 80.00 km; 29.10%)
Czas w ruchu:14:56
Średnia prędkość:18.41 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:34.36 km i 1h 52m
Więcej statystyk

rzeszów-siedliska-tyczyn-słocina-rzeszów

Czwartek, 30 kwietnia 2009 · Komentarze(1)
Kategoria sam, 4 plus
Wycieczka z mapą. Po dojechaniu do Siedlisk skręciłem na żółty szlak. Przyjemna trasa szlakiem do Przylasku. Do Tyczyna dowlokłem się trochę asfaltem trochę szutrem, ogólnie trasa pozaszlakowa. I teraz zaczyna się kłopot. Trzeba znaleźć z powrotem szlak. Pierwsza próba - wjechałem w jakąś dróżkę, po około 2km wyjechałem 500 metrów dalej od miejsca, w którym wjechałem, szlaku nie zanalazłem. Druga próba - jadę wolno wypatrując szlaku. Przed mostem skręcał w lewo, słabo oznaczony. Po przejechaniu 1,5km wyjeżdzam jakieś 200 metrów od miejsca, w którym wjechałem. Dziwny szlak zataczający 1,5km koło.
Trochę się wkurwiłem.
Stanąłęm pod sklepem pod żarówką, która się zaświeciła to stwierdziłem, że bym zawiódł Edisona jakbym teraz nie wpadł na jakiś pomysł.
Plan jest taki, że wracam do Rzeszowa, a potem jadę na Słocinę i wtedy zaatakuję żółty szlak z jego drugiej strony, a jadąc nim dojadę do Tyczyna i będę wiedział, jak dookładnie biegnie on tą trasą. Dojechałem do lasu słocińskiego i tam tnę szlakiem, raz omyłkowo zboczyłem, bo było fajnie z góry, ale niestety nie pokrywało się to ze szlakiem i musiałem potem trochę rower wypchać. Po wyjechaniu z lasu znalazłem sie na asfalcie. Szlak biegnie w dół do miejscowości Chmielnik, zerkam na mapę, zerkam jeszcze raz i stwierdzam, że albo dojechałem gdzieś koło Warszawy albo na mapie nie chciało im się drukować tej miejscowości.
Zniechęcony i głodny (zjadłem tylko 2 bułki pod sklepem i 2 powerbary w postaci snickersów) postanawiam wracać do Rzeszowa. Moje postanowienie zrealizowałem.

znowu boguchwała kładka

Wtorek, 28 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria krótki wypad
Jak już kiedyś do Boguchwały okrężną drogą asfaltową, a potem w kierunku kładki. Przejechaliśmy przez kładkę i polną drogą skierowaliśmy się w stronę zabudowań. Żeby nie jechać z powrotem asfaltem postanowiliśmy pojechać wzdłuż wschodniej strony Wisłoka. W zasadzie większość trasy udało się przejechać zgodnie z zamierzeniami, czasem musieliśmy tylko odbijać od brzegu, z uwagi na haszcze, dzikie wysypiska itp. Raz nie chciało nam się wrócić 200 metrów do drogi to przedzieraliśmy się po pokrzywach, krzakach i skarpie. Na koniec jeszcze Mirek za bardzo zbliżył się do mojego tylnego koła i nie zauważył kolein co zaowocowało pozycją poziomą.

słocina

Poniedziałek, 27 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria krótki wypad
Wieczorową porą wybraliśmy się na małą przejażdzkę. Dojechaliśmy do słocińskiego lasku. Trasa miała przebiegać mniej lub więcej żółtym szlakiem wokół Rzeszowa, ale słońce kręcące się wokół ziemi znalazło się po jej drugiej stronie i zrobiło się trochę zimno, dodatkowo rower Emila niedomagał, więc szybciej niż to było zaplanowane zarządziliśmy odwrót. Na końcu jeszcze zrobiliśmy mały rozjazd koło lidla.
Do peletonu dołączył kolejny Sylwester Szmyd pod postacią Mirka.
Dupa daje powoli za wygraną i przestaje boleć od mojej deski SKNa.
Pomimo tych wszystkich minusów jeżdzenia na rowerze jest też parę plusów. Polepszył mi się apetyt (chociaż to raczej minus, bo się więcej na jedzenie traci) i śpi mi się dobrze, zresztą na spanie to nigdy nie narzekałem, więc nie wiem, czy to zbawcza siła pedałowania. Ale chodzi o to, że te parę plusów i tak nie przesłoni nam tych wszystkich minusów.

Liege-Bastogne-Liege

Niedziela, 26 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria sam, 4 plus
Ten wiosenny klasyk powinien się raczej nazywać Rzeszów-Tyczyn-Rzeszów. Oryginalny Liege-Bastogne-Liege pooglądam jutro na eurosporcie powtórkę.
Po części ta sama trasa co ostatnio z Magdą. Rozbudowana o dłuższy pobyt na Zalesiu w lasku, gdzie jest więcej fajnych hopek niż widziałem za pierwszym razem. Było tam troche chłopaków na fajnych rowerach do poskakania. Jak w tygodniu pójdą do szkoły albo na wykłady to tam pojadę i po pierwszym zaryciu ryjem w ściółce wybiję sobie z głowy skakanie na moim rowerze.
Potem udałem się do Tyczyna i Budziwoja i Siedlisk. Powrót brzegami Wisłoka i chwilę pojeździłem po ścieżce żeby dziewczęta w letnich sukienkach pooglądać. Na koniec jeszcze zrobiłem rundkę wokół polibudy, żeby dobić do 40km.

wzdłuż wisłoka

Piątek, 24 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria sam, krótki wypad
Przejażdzka po obydwu stronach rzeki. Tylko 15 km, żeby mi Emil nie odskoczył.

z magdą przez tyczyn

Środa, 22 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Totalna rekreacja. Ale wypatrzyliśmy fajne miejsce na Zalesiu, gdzie chłopaki budowali jakieś hopy i można troche pobrykać.
Magda uświadomiła nam, że jadąc na rowerze można się rozglądac na boki i podziwiać widoki. Wcześniej starałem się skupiać na patrzeniu przed siebie i wyszukiwaniu kamieni, które trzeba wyminąć kołami.
I żeby nie skończyć dnia bez zrobienia czegoś głupiego to widząc na poboczu stojącą puszkę po piwie postanowiłem na nią najechać. Niestety było w niej jeszcze piwo i spora jego część została wchłonięta przez moje spodenki i skórę na nogach. Starałem się jak najmniej zatrzymywać żeby wiatr owiewał ten nieprzyjemny zapach, który tak uwielbiam.

boguchwała kładka

Wtorek, 21 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria krótki wypad
Chwilę asfaltem do boguchwały omijając Podkarpacką. Potem poszukiwanie kładki i jakoś dotarliśmy do Budziwoju. Stwierdziliśmy, że nudno będzie asfaltem to wróciliśmy na kładkę i pojechaliśmy wzdłuż Wisłoka aż do Rzeszowa.
Widzianych saren........................3
Widzianych koni o ciele królika.........0

miało być do babicy

Sobota, 18 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria sam, 4 plus
Zdobyłem trochę materiału kartograficznego, więc postanowiłem się wybrać do Babicy jakąś trasą opisaną na necie. Już na samym początku jazdy pożałowałem, że kiedyś wypiłem wino, które wyżera komórki mózgowe odpowiedzialne za pamiętanie wzięcia mapy. Pomyślałem 'tata zdobywał medale w biegach na orientację to ja tez dam radę', ale tu mózg znowu spłatał figla, bo tata nie biegał tylko jeździł ciągnikiem w PGR. Do Przylasku udało się dojechać bez problemów. I zgodnie z opisem trasy miało się jechać kawałek żółtym szlakiem, aby w pewnym momencie skręcić w bok. Pojechałem zatem tym szlakiem i po kilku kilometrach asfaltowego pedałowania, znudzony wpatrywaniem się w bieżnik przedniego koła, zawróciłem. Wracało się troche gorzej bo większość powrotnej drogi do Przylasku było pod górę i jeszcze jakiś pies mnie gonił, ale taki mały pimpek na szczęscie. Już przed samym powrotem do akademika postanowiłem jeszcze zjechać z takiej stromej górki obok kościółka w lesie. Przy dużej już prędkości wpadłem w koleinę przykrytą liśćmi. Nie bałem się nawet samego upadku, modliłem się tylko, żeby ludzie tam zgromadzeni nie patrzyli jak zaryję głową w ściółce. Udało się zjechać w pozycji głowa na górze nogi na dole. I już tylko mniej ciekawy powrót do Rzeszowa.