Ognisko na rozpoczęcie sezonu. Sprawdziła się zapowiadana duża liczba uczestników. Przy smażeniu kiełbasy naliczyłem 31 osób, choć niektórzy docierali innymi drogami, niż główna grupa. Jechało mi się dobrze, krótki odcinek, ale nogi będą bolały, o czym miałem przekonać się pod wieczór. Kilka zdjęć zrobionych przez Kundello:
Chciałem się wybrać na Magdalenkę, ale troche się bałem, bo drogi śliskie i auta niekoniecznie by mnie wymijały, więc ograniczyłem się do ścieżek po Rzeszowie. Decyzja okazała się słuszna, bo nie wiem, czy kondycyjnie bym dał radę. Po takim śniegu dość ciężko się jechało.
O 9 przy przejściu czeakali już Kundello, Prozak i Łukasz. Mieliśmy jechać do Strzyżowa, ale trasa uległa modyfikacji i ostatecznie tam nie dojechaliśmy. Bałem się trochę o kondycję, bo dla mnie to rozpoczęcie sezonu, ale jakoś poradziłem. Przy powrocie trochę wiatru było i zaczęło się robić trochę zimno w dłonie, zwiększona kadencja trochę przyspieszyła obieg krwi:P W lesie jeszcze spotkaliśmy Konę, który kawałek nam potowarzyszył. Niestety Łukasz zgubił błotnik, na wiosnę może się znajdzie:P Kilka zdjęć i filmik od Pawła.
Zbiórka na statoilu pod millenium. Przyjechał tylko marektrek. Poczekaliśmy symbolicznie do 11:11, żeby podkreślić datę 11.11.11 i ruszyliśmy. Najpierw Magdalenka, a potem czerwonym szlakiem, do miejsca narodzin Lisa-Kuli, Kosiny. Jechało się dość dobrze, czasem przenikliwy wiatr dawał się we znaki. Jak się zatrzymywaliśmy, szybklo nas wyziębiało. W zasadzie to nie zmarzłem, ale czuję, że przy troszkę niższych temperaturach, spd pójdą w odstawkę, bo ochraniacze dużo dają, ale przy trochę większym mrozie stopa szybko zmarznie. Ślad i zdjęcia od Marka.
Dzień w miarę ładny, Magda już nie kichała tyle to postanowiliśmy się wybrać do mostów. Prowadzi tam ścieżka rowerowa, już kiedyś nią jechałem, ale tym razem pojechaliśmy jakoś źle, potem odcinek był zamknięty i zdecydowaliśmy się na jazdę dość ruchliwą drogą między samochodami. Ostatni odcinek już był po ścieżce i cały powrót także. Forth Road Bridge most zbudowany w 1964r. Długość 2512m Szerokość 33m Najdłuższe przęsło 1006m 44m prześwitu pod mostem Dziennie przejeżdza ok. 32tys pojazdów.
Śniadanie mamy zamówione na 8, ale nie chce nam się tak wcześnie wstawać i jemy dopiero o 9, a wyjeżdzamy o 10. Początkowy plan był taki, aby objechać drugą część wyspy, ale go modyfikujemy, modyfikacja ma na celu skrócenie przejażdzki. Chcemy znaleźć krótką trasę terenową, ale umyka nam oznaczenie i pozostaje sam asfalt. Na koniec trochę polną drogą i już zbieranie się na statek i powrót. W oczekiwaniu na nadbrzeżu zamawiamy fiszenczipsa mega porcje, ja podołałem, Magda musiała część wyrzucić, taka wielka ryba.
Z samego rana spakowaliśmy się (ja i moja siostra Magda) i pojechaliśmy na pociąg. Z Edynburga do Glasgow. Z Glasgow mieliśmy od razu się przesiąść na pociąg do Ardrossan, ale zagubiliśmy się na stacji i musieliśmy poczekać na następny. Spowodowało to, że spóźniliśmy się na statek na wyspę i mieliśmy trochę czasu, więc pokręciliśmy się po okolicy. Trochę wiało. Potem załadunek na statek i przypływamy no Brodick. Pytamy w informacji, gdzie jest nasz nocleg, pani nam mówi i ostrzega, abyśmy uważali, jak będziemy jeździć, bo kierowcy tu są fatalni. Zostawiamy bagaż i planujemy zrobioć pętelkę mniej więcej przez pół wyspy. Droga wiodła wzdłuż wybrzeża i spodziewałem się płaskiego profilu, jednak taki nie był. Nadciągające chmury zmusiły nas do skrócenia trasy, choć i tak deszcz nas dopadł. Jednak przy ok. 4 kilometrowym zjeździe do Lamlash dodawał adrenaliny, Kona tylny hamulec ma prawie wyłączony z użytkowania, przez zgiętą tarczę, i musiałem hamować tylko przednim, a serce bolało wolno jechać i ostro mknąłem po krętej dróżce. Ostatecznie wróciliśmy prawie cali mokrzy. Poniżej ślad z jazdy po wyspie, trochę km też zrobionych na dojazdy do stacji i statku.
Zjawiłem się o 10 pod sceną, gdzie już czekali Artur i Jacek. Zmiana pierwotnego planu i jedziemy zobaczyć pomnik Jezusa trafionego przez piorun i krzyż milenijny. Przyjemnie się jechało, choć pod koniec czułem zmęczenie. Poniżej, zapożyczony od Artura, ślad i zdjęcia.
Wybrałem się na TdP do Krakowa. Trochę jazdy po tym mieście. Ciężko było się poruszać z rowerem bo było dużo ludzi. Wytrzymałem 8 okrążeń, czyli do premii Fiata i potem już poszedłem na piwo. Na metę i tak bym się nie dopchał.