O 9 przy przejściu czeakali już Kundello, Prozak i Łukasz. Mieliśmy jechać do Strzyżowa, ale trasa uległa modyfikacji i ostatecznie tam nie dojechaliśmy. Bałem się trochę o kondycję, bo dla mnie to rozpoczęcie sezonu, ale jakoś poradziłem. Przy powrocie trochę wiatru było i zaczęło się robić trochę zimno w dłonie, zwiększona kadencja trochę przyspieszyła obieg krwi:P W lesie jeszcze spotkaliśmy Konę, który kawałek nam potowarzyszył. Niestety Łukasz zgubił błotnik, na wiosnę może się znajdzie:P Kilka zdjęć i filmik od Pawła.
Wybrałem się na TdP do Krakowa. Trochę jazdy po tym mieście. Ciężko było się poruszać z rowerem bo było dużo ludzi. Wytrzymałem 8 okrążeń, czyli do premii Fiata i potem już poszedłem na piwo. Na metę i tak bym się nie dopchał.
Zamierzenie było takie, żeby zobaczyć, czy jest dobry przejazd z Turzańska do Kalnicy, aby móc udawać się krótszą trasą z Komańczy nad Solinę. Żeby zminimalizować asfaltowy kilometraż od razu pojechałem szutrem i przez las wyjeżdzając koło klasztoru. Ten odcinek mocno mnie wstrzymywał, błota było miejscami po kolana. Potem asfaltem do Rzepedzi i do Turzańska. Asfalt się skończył i wjechałem na polną drogę. Miałem 2 możliwośći i jak się potem miało okazać wybrałem tą gorszą, gdyż po tylu deszczach nie jechało się za ciekawie. Ale to co miałem sprawdzić sprawdziłem dokładnie. Jest tam dobry przejazd do Kalnicy. Potem już trochę zaczęło brakować sił, pełne słońce, praktycznie zero wiatru. Ale na Żebraka się wyczołgałem. Potem długi zjazd, aż za długi, bo mnie trochę wytelepało. W drodze do Duszatyna czekały mnie 4 brody. Rzeka trochę podniosła poziom. Pierwsze 2 przeprawy o suchej nodze. W 3. prąd mnie zniósł z betonowych płyt i po kolana stałem w wodzie. Potem już na pełnej kur.ie jechałem przez wszystko co płynęło.
O 10 zbiórka, niedaleko sceny na ławeczce, bo na scenie jakieś karateki trenowały. Lista obecności Artur, Dominik, Rafał. Pogoda do jazdy bardzo dobra, choć ja sam trochę za grubo się ubrałem i czasem było mi za gorąco. Średnią troszeczkę zwiększył pies, który nas gonił, w dodatku było pod górę.
Zajęcia skończyłem dopiero przed 13, więc już dość późno. Nie chciało mi się nigdzie dalej wyjeżdzać to standardowo na Magdalenkę, a potem kawałek czerwonym szlakiem. Przejeźdzając przez Handzlówkę zobaczyłem, że jest mecz to przystanąłem, bo piłkę lubię to trochę A klasy pooglądałem. 3 gole widziałem, w tym jeden udało mi się zarejestrować, co prawda niska jakość, bo miałem przestawione na aparacie, ale coś tam widać. Potem jeszcze nabawiłem się mikrokontuzji. Jakimś cudem wypadły mi imbusy z torebki podsiodłowej i trafiły prosto w kostkę i kilka kropel krwi straciłem.
Tygodniowa przerwa w pedałowaniu spowodowana to nauką to piwem. Ale teraz będzie więcej czasu to się nadrobi. Trasa jak na śladzie, na końcu rozjazd nad Wisłokiem.