Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2009

Dystans całkowity:282.66 km (w terenie 88.50 km; 31.31%)
Czas w ruchu:15:57
Średnia prędkość:17.72 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:47.11 km i 2h 39m
Więcej statystyk

załęże

Niedziela, 28 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria krótki wypad, sam
Słońce świeci, nie ma co marnować czasu, więc mały wypadzik. Dojechałem na Załęże i następnie żółtym szlakiem do momentu, kiedy napotkałem wielkie bagno, które było tak rozległe, że nie dało się go ominąć. Zarządziłem odwrót i jeszcze trochę pojeździłem ul.Potockiego i wróciłem do akademika zaglądając jeszcze nad żwirownię.
Co zauważyłem już ostatnio, kiedy byłem na Magdalence, szlaki są oznakowane na nowo, także jest o wiele łatwiej znaleźć własciwą drogę.
Mały rozjazd się przydał, bo za parę dni znowu jadę do domu porobić kilka fajnych trasek, w tym zaliczyć Chryszczatą.

boguchwała

Piątek, 19 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria krótki wypad, sam
Któryś już raz tą trasą. Dużym łukiem do Boguchwały, a potem nad Wisłok i Budziwojem z powrotem do Rzeszowa.
Ślad zapisany w GPSies.

magdalenka

Czwartek, 18 czerwca 2009 · Komentarze(1)
Kategoria sam, krótki wypad
Wycieczka po śladzie gps na Magdalenkę. Najpierw asfaltem pod górę a z powrotem czerwonym szlakiem. W lesie jeszcze troche błota, co czasem utrudniało jazdę, a czasem pozwalało na efektowny drift.
Na koniec rozjazd wzdłuż Wisłoka.


Kościół na Magdalence

jasiel

Piątek, 12 czerwca 2009 · Komentarze(1)
Asfaltem do Moszczańca i stamtąd szutrem na Jasiel.
Ta część przeprawy bez większych przygód.


Biwak na Jasielu


Pomnik poległych w walkach z UPA i ja

Po odpoczynku wbijam się w las. Długi podjazd. Błoto wymieszane z liśćmi uprzykrza mi życie, strasznie się ślizgam, ale powoli pnę się w górę. Dojeżdzam do granicy i czerwonym szlakiem wzdłuż niej jadę aż do wieży na wysokości 844m.


Paseky 844


Statna triangulacia


Kawałek wieży i rower

Spod granicy ciągły błotnisty zjazd, z powalonymi drzewami na szlaku, musiałem zsiadać z roweru i przenosić go ponad klocami. Zjazd bardzo fajny. Różnica wysokości ponad 340m. 886 w najwyższym punkcie do 540 przy asfalcie. Zjazd od granicy udało mi się zapisać.


Nie mogłem rozwinąć zawrotnych prędkości przez, jak już wspomniałem błoto i drzewa, dodatkowo droga, na której dawniej można było nieźle pomykać zmieniła się w wyżłobiony spływ dla wody.


Szybko już się nie da

kamień

Czwartek, 11 czerwca 2009 · Komentarze(1)
Pogoda w czwartek nie była zbyt pewna i długo się nie mogłem zebrać na wyprawę. Ale około 14 udało się zmobilizować i wyciągnąć rower z domu.
Około 1,5km szutrm i dotarłem do granicy lasu, gdzie spotykam się z czerwonym szlakiem. Chwilowa walka z modułem gps, ale nie ardzo potrafię sobie poradzić, ruszam w drogę. W lesie trochę błota, ale w miarę szybko udaje się dotrzeć do Kamienia.


Kamień-taka duża skała stercząca z ziemii


To jest wysoko


Więcej kamieni

Jeszcze chwilę się pobawiłem gpsem, ale moja mapa okazała się do kitu. Tak była skalibrowana, że jak siedziałem na Kamieniu to pokazywała mi, że jestem na Wisłoku kilka kilometrów dalej.

Potem dalej szlakiem w stronę Karlikowa. Po wyjechaniu z lasu i zjeździe polną drogą szlak odbija w górę po wysokiej trawie. Góra spora, a po wysokiej trawie to trochę męczarnia się spindrać, więc mózg wysyła impuls do nóg, żeby kręciły. Mózg podjął dobrą decyzję, a nogi słusznie nie oponowały, bo kawałek dalej była wyjeżdzona w trawie droga przez ciągnik. Kawałek podjechałem, ale resztę musiałem prowadzić rower. Ledwo udało mi się wyjść te kilkaset metrów, momentami na liczniku miałem prędkość 0,0km/h pomimo ciągłego ruchu w górę. To podejście mi trochę wpłynęło na średnią, która i tak była mocno rekreacyjna.


Po podejściu

Na zdjęciu widok na wyciąg, wyciągu za bardzo nie widać, rozmiarów góry też na zdjęciu się nie udało za bardzo ująć.
Oto nadciągają cumulusy. Postanawiam więc skrócić wycieczkę i zjechać żółtym szlakiem do Wisłoka. Niestety nie pierwszy już raz nie mogę odnaleźć tego żółtego szlaku. Ten sam problem miałem w zeszłym roku. Wszystkie szlaki w okolicy są świetnie oznakowane. Można szybko mknąć na rowerze i co chwilę widzi się znaczek, a tego żółtego akurat gdzieś wcięło. Chwilę się pokręciłem, zjadłem powerbara i oceniłem niebo, nie pozostało mi jednak nic innego jak kierować się w stronę burzy.


Tam je burza

Przyjemna traska dalej czerwonym, aż do Bukowicy, gdzie wjechałem na szutrowy trakt i wróciłem do Wisłoka, skąd asfaltem do Czystogarbu. Jeszcze zaczęło kropić, ale się sprężyłem i udało mi się uciec przed deszczem, dopiero jak wszedłem do domu to się bardziej rozpadało.

ulucz

Sobota, 6 czerwca 2009 · Komentarze(2)
Kategoria >100, spod pomnika
10:00 pod pomnikiem. 4 cyklistów juz czeka. Chwilkę jeszcze siedzimy, nikt nie dojeżdza, więc wyjeżdzamy. Kierujemy się na Zalesie i tam jakimś szlakiem do lasu, ostry podjazd. Nie pamiętam jakiego koloru był to szlak, chyba czarny, ale i tak tylko chwilę nim jechaliśmy.

Pierwsza górka ©Maciek

Po wyjechaniu/wyprowadzeniu rowerów na szczyt dowiaduje się, gdzie dokładnie dziś jedziemy. Do Ulucza. To nie brzmi tak przerażająco, jak zakodowany w tym słowie dystans. W dwie strony będzie 120km. O to fajnie mówię, a myślę co innego, bo byłem w koszulce i spodenkach, nawet rękawków rano nie mogłem znaleźć, a tu cała ekipa wyposażona w kurtki, bluzy i plecaki, w których pewnie ma ekwipunek na transsyberiana. Ale robię krótki rozgląd po niebie, oceniam chmury fachowym okiem i stwierdzam, że opad atmosferyczny dziś jest mało prawdopodobny. Zresztą wracać mi się już i tak nie opłaca, więc nie pozostaje nic innego jak jechać dalej.
Postój się kończy, robimy głosowanie. Zjeżdzamy od razu na asfalt, żeby było mniej drogi, czy lasem, ale z podjazdami. Większość nacisnęła przycisk i podniosła rękę przy opcji lesistej. Demokratycznie kręcimy w stronę lasu. Nie jestem na tyle obeznany w okolicach Rzeszowa, żeby stwierdzić jak dokładnie jechaliśmy (może uda się uzyskać dostęp do śladu z garmina kiedyś, bo Rafał był uzbrojony), ale po fajnym zjeździe wyjechaliśmy w okolicach Borku.
Stamtąd asfaltem przeprawa do Błażowej, a tam przerwa przy Centrum na posiłek.
Potem mieliśmy już jakoś w miarę szybko dojechać do Ulucza. Niestety gps nbawet nie pomógł i musieliśmy jechać przez Dynów. Tu życie uratował mi Rafał, który pożyczył mi swoją kurtkę, bo inaczej bym umarzł.
I tak asfaltem dowlekliśmy się do kładki nad Sanem.

Kładka. Ja w środku ©Maciek

Tam zaczęło trochę padać to się schowaliśmy pod jakimś barakiem firmy, która prowadzi tam jakieś poszukiwania chyba gazu.

Dużo ziemii ©Maciek


Przeczekiwanie deszczu ©Maciek

Po chwli zainteresował się nami jakiś gość, ale jak mu powiedzieliśmy że tylko deszczu unikamy to się okazał nawet miły i powiedział nam jak do Ulucza trafić. Było szutrem i błotem, a po drodze znaleźliśmy jakąś tabliczkę: bunkry 150metrów. Dobrze, że jakiś miejscowy chłopaczek nas tam zaprowadził, bo jakbyśmy nie znaleźli bunkrów to pewnie byśmy nad morze dojechjali.
Następnie cel podróży, czyli cerkiew w Uluczu i powrót, że z czasem było nie najlepiej to trzeba było się sprężać.

Cerkiew w Uluczu ©Maciek


Prom ©Maciek

Prom i my ©Maciek

Promem przez San i na asfalt. I już jak najkrócej do Rzeszowa.

Asfalt i deszcz. Było dużo tego i tego ©Maciek

Przywiozłem kask z domu, ale w pośpiechu zapomniałem go zabrać. Jeszcze nie mam tego odruchu. Dlatego czułem się trochę wyalienowany, nie wyglądałem pro, jak reszta:)

Jeszcze w pewnym momencie nie byliśmy pewni w którą stronę jechać i wyjechaliśmy pod górę stwierdziliśmy, że pojedziemy według gps i zjechaliśmy z powrotem na dół. Tam jednak według mapy wyszło, że musimy wracać znowu pod górę. Na szczęście jeszcze mieliśmy siłę, żeby się z tego śmiać.

Powrót ©Maciek

Powrót do akademika 22, czyli 12 godzin na wycieczce, dupa to odczuła.
Nie było już czasu na mycie maszyny, więc rower oblepiony błotem trafił na ścianę.
Życie zweryfikowało zaplanowany dystans 120km na 136km co wydaje się małym odchyleniem.

Zdjęcia pochodzą z picasy z albumu Maćka.