Wpisy archiwalne w kategorii

z Czystogarb

Dystans całkowity:592.14 km (w terenie 201.00 km; 33.94%)
Czas w ruchu:32:41
Średnia prędkość:18.12 km/h
Maksymalna prędkość:71.49 km/h
Suma podjazdów:3350 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:59.21 km i 3h 16m
Więcej statystyk

Puchar Uzdrowisk Karpackich

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(1)
Nawet nie wiedziałem, że przez Czystogarb jedzie Puchar Uzdrowisk Karpackich. Przegapiłem wyścig, ale potem nabrałem ochoty na szosę i zrobiłem krótką przejażdzkę.

żebrak

Piątek, 8 lipca 2011 · Komentarze(3)
Zamierzenie było takie, żeby zobaczyć, czy jest dobry przejazd z Turzańska do Kalnicy, aby móc udawać się krótszą trasą z Komańczy nad Solinę.
Żeby zminimalizować asfaltowy kilometraż od razu pojechałem szutrem i przez las wyjeżdzając koło klasztoru. Ten odcinek mocno mnie wstrzymywał, błota było miejscami po kolana.
Potem asfaltem do Rzepedzi i do Turzańska. Asfalt się skończył i wjechałem na polną drogę. Miałem 2 możliwośći i jak się potem miało okazać wybrałem tą gorszą, gdyż po tylu deszczach nie jechało się za ciekawie. Ale to co miałem sprawdzić sprawdziłem dokładnie. Jest tam dobry przejazd do Kalnicy.
Potem już trochę zaczęło brakować sił, pełne słońce, praktycznie zero wiatru. Ale na Żebraka się wyczołgałem. Potem długi zjazd, aż za długi, bo mnie trochę wytelepało. W drodze do Duszatyna czekały mnie 4 brody. Rzeka trochę podniosła poziom. Pierwsze 2 przeprawy o suchej nodze. W 3. prąd mnie zniósł z betonowych płyt i po kolana stałem w wodzie. Potem już na pełnej kur.ie jechałem przez wszystko co płynęło.
Błota tego dnia nie brakowało © guniamaster

Według mojej mapy: najwyższa dzwonnica w polskich Karpatach © guniamaster

Jezioro bobrowe koło Huczwic © guniamaster

Przełęcz Żebrak © guniamaster

Tutaj byłem jeszcze suchy © guniamaster

A tutaj już nie © guniamaster

jasiel

Poniedziałek, 9 maja 2011 · Komentarze(2)
Jako, że zawitałem do domu to trzeba było zrobić jedną z moich ulubionych tras w tamtej okolicy.
Najpierw asfaltem do Moszczańca, potem fajnym szutrem na Jasiel, a stamtąd już szlakiem przez las do granicy. Pod górę trochę mi się opona ślizgała, bo ściółka była strasznie mokra i błoto łatwo zapychało oponę. Dodatkowo jazdę utrudniały zwalone na drogę drzewa, których nie zawsze udawało się objechać, przez co musiałem schodziuć z roweru. Przy podjazdach można to było przeboleć ale przy zjazdach mocno denerwowało. Spod granicy żółtym szlakiem do Wisłoka i mój ulubiony zjazd, który był dość równy tym razem. GPS mi wysiadł parę razy w lesie i ślad jest przerywany i nie wiem, czy nie oszukany, także nie wrzucam.
Jasiel, krótki odpoczynek © guniamaster

Zwalone drzewa na szlaku © guniamaster

Trasa rowerowa Moszczaniec - Kalinov © guniamaster

bukowica

Piątek, 2 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 4 plus, sam, z Czystogarb
Skoro w piątek tylko była pogoda na tych świętach to szkoda było nie wykorzystać.

bukowica

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 4 plus, sam, z Czystogarb
Znalazłem się znowu w domu i przywiozłem rower, więc trzeba było dokonać małej eksploracji pobliskich lasów. Co chciałem osiągnąć to to, żeby znaleźć w końcu żółty szlak, który biegnie z okolic Karlikowa. Że zadanie dla mnie jest awykonalne od strony Karlikowa właśnie, postanowiłem wziąć to wszystko sposobem i pojechać szlakiem z drugiej strony, czyli od Wisłoka.
Asfaltem zjechałem do Wisłoka i w las wbiłem razem z żółtym.


Początek non asfaltu

Po chwili spotkałem grupkę kobiet, jakieś leśne pracownice domniemam, które mówią mi: panie szkoda roweru na taką jazdę. W niedługim czasie miałem zrozumieć ich słowa. Mój napędowy, wytarty mythos nie bardzo sobie już radził z pierwszym podjazdem.


Łysy mythos xc

Błota było pod dostatkiem do momentu, kiedy zjechałem z głównego leśnego traktu i wjechałem na jaką ścieżkę. Czynność ta, domyślam się, nastąpiła równolegle ze zgubieniem szlaku. Ale oglądając się na słońce i mech na pniach określiłem kierunek północny i wiedziałem, że kierując się w tamtą stronę wyjdę w miejscu, w którym zakładałem wychodzi szlak (do określenia północy także przydatny okazał się gps).
Było czasem ostro pod górę, ale budowało mnie to, że kiedyś pojadę w odwrotnym kierunku i to będzie wtedy zjazd.
Wyszedłem dokładnie w tym miejscu, w którym myślałem. Czyli koło uli, a potem na czerwony szlak.


Pszczoły były, ale nie gryzły

No i czerwonym szlakiem w stronę bukowicy. Obfitujący w kilka fajnych zjazdów. Jeden trochę nabił mi HR, kiedy widząc przed sobą dużą kałużę, z brakiem możliwości wyminięcia zacząłem hamować, dwa razy nawet zablokowałem koło, ale na tym błocie termin "hamowanie" pozostawał tylko umowny. Z dużym impetem wjechałem w kałużę, ale na szczęście nie była głęboka, czego się właśnie obawiałem, a dokładniej akcji, jaką by było OTB.
Jechałem, jechałem, aż dojechałem do miejsca, z którego mogłem przejść na drogę i zjechać do Wisłoka. Zrobiłem ogląd mapy i postanowiłem jednak uderzyć dalej czerwonym, aż do zielonego i nim na Darów, a z tamtąd szybko do domu. Tak też zrobiłem. Jechało się super.
W końcu dojechałem do zielonego.



Zielony szlak zaskoczył mnie i to na duży plus. Kilka świetnych zjazdów, w tym jeden bardzo stromy, że z tym wszechogarniającym błotem można było już na dole krzyknąć "jestem hardkorem". Aż żałuję, że wcześniej tamtędy nie jeździłem. A żeby pokazać ogrom zalegającej błotnistej breji załączam obrazek.


Błoto - I like it a lot

Na chwilę jeszcze zgubiłem szlak, ale pokierowałem się jakąś drogą w dół i okazało się, że po chwili zeszła się ona ze szlakiem. Po wyjeździe z lasu był fajny zjazd po łące, który sprawił, że na rowerze było mniej błota, ale za to na mnie więcej. I jeszcze na dupie miałem takie coś, że wyglądało, jakbym się osrał:)





Powrót z Moszczańca asfaltem. Musiałem mieć cały czas słuchawki na uszach i słuchać muzyki, bo napęd tak mi piszczał, że aż serce się krajało, ale trzeba było jakoś dojechać do domu. Biedak tego dnia wiele przeszedł.

No i ślad

chryszczata

Poniedziałek, 6 lipca 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 4 plus, sam, z Czystogarb
W piątek rano trochę przychmurzyło, więc myślałem, że nici z pedałowania i trzeba będzie zacząć pić piwo z kumplami, ale po 12 się rozpogodziło to się zmobilizowałem i po 14 wyruszyłem na wyprawę. Plan był dość prosty. Nienajkrótszą drogą do Komańczy, a potem śladem GPS Tropami Żbików, czyli nic innego, jak trasą zawodów MTB.


Punkt wyjścia

Chwilę łąkami aż do czerwonego szlaku.


Bale

Zdjęcie starsze, ale tym razem byłem sam i nie zdążył bym się tam wyspindrać w 10sek, tyle i samowyzwalacz na aparacie ma.

Potem jednym z moich ulubionych, choć nie najdłuższych, zjazdów. Niestety straszne błoto było i za bardzo się poszaleć nie dało, chociaż trochę fajnego driftu było. Ten etap trasy kończył sie pod klasztorem.


Klasztor z perspektywy bajka


Pomnik jakiegoś kolesia;P

Spod klasztoru asfaltem i już jadę według śladu. Niestety okazało się, że droga niezbyt przypomina drogę.


Trawa po pachy

I tak było przez kilka kilometrów. Jeszcze, żebym poczuł się lepiej to jedną noga wpadłem do jakiegoś bagna. Ale, że lubię symetrię to kilka kilometrów po tym drugą nogą wpadłem do rzeki.
Po wyjechaniu z trawy miałem mały problem, z odnalezieniem trasy ale przyciąłem po wykoszonej łące, aż się spotkałem ze śladem. W końcu dojechałem do asfaltu, niedaleko bacówki. Posiedziałem chwilę pod mostem, napełniłem bukłak wodą z rzeki, pewnie bogatą w kultury bakterii, ale tak mi się chciało pić, że specjalnie się nad jej zdatnością do picia nie zastanawiałem. Zjadłem jeszcze 2 snickersy i wyruszyłem w dalszą trasę.
Podjazd pod górę i żeby się za fajnie nie jechało to złapałem kapcia.


Już wymieniona dętka

Wymieniłem dętkę i przystapiłem do zjazdu do Mikowa. Było po trawie i gdzie niegdzie było trochę kujaków, ale na szczęście się na żadnego nie nadziałem.


Przeprawa przez rzekę

W Mikowie zjadłem ostatniego snickersa i już wiedziałem, że energii może braknąć, wszystko przez opóźnienie związane z trawą i wymianą dętki.
Długi, ale z dobrą nawierzchnią podjazd pod Żebraka. Tam spotkanie z czerwonym i w kierunku Chryszczatej. Już opadłem z sił i niektóre odcinki prowadziłem rower. W końcu jednak osiągnąłem swój cel, co mogę potwierdzić zdjęciami.


Trochę przypociłem

No i w końcu to co najlepsze. Zjazd z Chryszczatej. Hamulce spisały się znakomicie. Trochę ostrych kamieni było, ale opony wytrzymały.


Zjazd. Słaba jakość niestety

No i jeszcze kolejna atrakcja, czyli jeziorka.


Jeziorko

Telefon mi się rozładował. Ale pomyślałem, że jakoś mi się powinno udać dotrzeć do domu. Jeszcze jak zjeżdzałem z jeziorek to kilku turystów musiało uciekać z drogi, bo tak fajnie się jechało, że starałem się mało hamować, przez co omało raz nie spadłem ze skarpy.
W Prełukach pod górę już słabo mi się jechało. Małe śniadanie i 3 snickersy to nie jest pełnowartościowe odżywianie. Jechała jakaś kobieta to ją zatrzymałem i spytałem, czy moge zadzwonić do domu, wyraziła zgodę więc zacząłem stukać numer, a że ona się spieszyła to powiedziała, że pojedzie coś zawieść do Prełek i żebym na nią poczekałe z telefonem na górze. Ufna istota. Czekałem na nią koło pół godziny, aż się ściemniło. W końcu przyjechała i zaproponowała mi zwózkę do Komańczy. Było cały czas z góry, więc powinienem sobie sam zjechać ale, że byłem cały mokry z potu to by mnie za bardzo owiało i skorzystałem z propozycji.
W Komańczy przyjechał po mnie ojciec, ale że on dysponuje tylko skuterem to musieliśmy to jakoś wykombinować. Chwilkę ciągnął mnie na sznurku ale dostawałem dziwnych wibracji kierownicy, więc po prostu usiadłem z tyłu i jedną ręką trzymałem rower i jakoś udało nam się do Czystogarbu dojechać. Było juz po 22.
Pomimo zmęczenia wycieczka mi się bardzo podobała.
Średnia marna, ale to głównie przez ślimacze tempo w wysokiej trawie.

jasiel

Piątek, 12 czerwca 2009 · Komentarze(1)
Asfaltem do Moszczańca i stamtąd szutrem na Jasiel.
Ta część przeprawy bez większych przygód.


Biwak na Jasielu


Pomnik poległych w walkach z UPA i ja

Po odpoczynku wbijam się w las. Długi podjazd. Błoto wymieszane z liśćmi uprzykrza mi życie, strasznie się ślizgam, ale powoli pnę się w górę. Dojeżdzam do granicy i czerwonym szlakiem wzdłuż niej jadę aż do wieży na wysokości 844m.


Paseky 844


Statna triangulacia


Kawałek wieży i rower

Spod granicy ciągły błotnisty zjazd, z powalonymi drzewami na szlaku, musiałem zsiadać z roweru i przenosić go ponad klocami. Zjazd bardzo fajny. Różnica wysokości ponad 340m. 886 w najwyższym punkcie do 540 przy asfalcie. Zjazd od granicy udało mi się zapisać.


Nie mogłem rozwinąć zawrotnych prędkości przez, jak już wspomniałem błoto i drzewa, dodatkowo droga, na której dawniej można było nieźle pomykać zmieniła się w wyżłobiony spływ dla wody.


Szybko już się nie da

kamień

Czwartek, 11 czerwca 2009 · Komentarze(1)
Pogoda w czwartek nie była zbyt pewna i długo się nie mogłem zebrać na wyprawę. Ale około 14 udało się zmobilizować i wyciągnąć rower z domu.
Około 1,5km szutrm i dotarłem do granicy lasu, gdzie spotykam się z czerwonym szlakiem. Chwilowa walka z modułem gps, ale nie ardzo potrafię sobie poradzić, ruszam w drogę. W lesie trochę błota, ale w miarę szybko udaje się dotrzeć do Kamienia.


Kamień-taka duża skała stercząca z ziemii


To jest wysoko


Więcej kamieni

Jeszcze chwilę się pobawiłem gpsem, ale moja mapa okazała się do kitu. Tak była skalibrowana, że jak siedziałem na Kamieniu to pokazywała mi, że jestem na Wisłoku kilka kilometrów dalej.

Potem dalej szlakiem w stronę Karlikowa. Po wyjechaniu z lasu i zjeździe polną drogą szlak odbija w górę po wysokiej trawie. Góra spora, a po wysokiej trawie to trochę męczarnia się spindrać, więc mózg wysyła impuls do nóg, żeby kręciły. Mózg podjął dobrą decyzję, a nogi słusznie nie oponowały, bo kawałek dalej była wyjeżdzona w trawie droga przez ciągnik. Kawałek podjechałem, ale resztę musiałem prowadzić rower. Ledwo udało mi się wyjść te kilkaset metrów, momentami na liczniku miałem prędkość 0,0km/h pomimo ciągłego ruchu w górę. To podejście mi trochę wpłynęło na średnią, która i tak była mocno rekreacyjna.


Po podejściu

Na zdjęciu widok na wyciąg, wyciągu za bardzo nie widać, rozmiarów góry też na zdjęciu się nie udało za bardzo ująć.
Oto nadciągają cumulusy. Postanawiam więc skrócić wycieczkę i zjechać żółtym szlakiem do Wisłoka. Niestety nie pierwszy już raz nie mogę odnaleźć tego żółtego szlaku. Ten sam problem miałem w zeszłym roku. Wszystkie szlaki w okolicy są świetnie oznakowane. Można szybko mknąć na rowerze i co chwilę widzi się znaczek, a tego żółtego akurat gdzieś wcięło. Chwilę się pokręciłem, zjadłem powerbara i oceniłem niebo, nie pozostało mi jednak nic innego jak kierować się w stronę burzy.


Tam je burza

Przyjemna traska dalej czerwonym, aż do Bukowicy, gdzie wjechałem na szutrowy trakt i wróciłem do Wisłoka, skąd asfaltem do Czystogarbu. Jeszcze zaczęło kropić, ale się sprężyłem i udało mi się uciec przed deszczem, dopiero jak wszedłem do domu to się bardziej rozpadało.

bicie rekordu, podejście pierwsze

Niedziela, 17 maja 2009 · Komentarze(2)
Kategoria >100, sam, szosa, z Czystogarb
Trasa: Czystogarb-Zagórz-Lesko-Polańczyk-Czarna-Ustrzyki-Cisna-Baligród-Cisna-Czystogarb.
Wydawało mi się, że już jestem w formie, pierwsze 100km brutalnie to zweryfikowało. Podjazdy były prawdziwą męczarnią, i chyba zdecyduję się na zamontowanie 3. najmniejszego blatu do korby (korba jest na 3 blaty, tylko ktoś zanim mi ją sprzedał conieco z niej odkręcił),może będzie wyglądało mniej pro, ale bedę czerpał jakąkolwiek przyjemność z podjazdów, a nie tylko ból mięśni.
Do Czarnej, pierwsze 100km, szło jeszcze w miarę dobrze, średnia dochodziła do 30. Ale od kiedy złapał mnie pierwszy deszcz jeszcze przed Ustrzykami ta wartość zaczęła systematycznie spadać.
W czarnej jeszcze zatrzymałem się na pierwszy poważniejszy posiłek, i co mnie tam urzekło, to widok menela ledwo trzymającego się na nogach, który po odejściu od stolika założył kask i siadł na motor, o dziwko jechał o wiele prościej niż szedł.
W okolicach Stuposian minąłem kilku kolarzy, ale na szczęście jechali w przeciwną stronę, bo inaczej by mi wstydu narobili, gdyż moja prędkość nie zaliczała się wtedy do tych, które osiągają sprinterzy przy finiszowaniu.
Później był ciężki podjazd pod Połoninę Wetlińską, ale od tego miejsca do Cisnej praktycznie było już z górki albo po równym.

Po podjeździe pod Połoninę

Że w Cisnej z czasem się dorze wyrabiałem postanowiłem zrobić skok w bok i pojechać do Baligrodu i z powrotem, postanowinie zrealizowałem.

Cisna 200km w nogach

Z Cisnej potem już tylko powrót do domu, gdzie w połowie drogi złapał mnie okrótny deszcz i wybił mi z głowy dalszą jazdę, znaczy się dalszą po tym momencie kiedy dotrę do domu na 240km i jeszcze wybiorę się na rozjazd, żeby dobić do 300.

Po wszystkiemu

Według gpsies to mniej więcej całkowite wzniesienie terenu wyniosło 3350m.
Vmax 71,5-można było wyciągnąć więcej, ale szkoda było sił na pociskanie z góry.
Pomimo obfitego śniadania, na trasie też dużo batonów, kilka bułek, kiełbaski, jogurt i bardzo dużo płynów i dobrej kolacji waga w niedziele wskazywała 1,5kg tuszy mniej niż przed wycieczką.