Zbiórka na statoilu pod millenium. Przyjechał tylko marektrek. Poczekaliśmy symbolicznie do 11:11, żeby podkreślić datę 11.11.11 i ruszyliśmy. Najpierw Magdalenka, a potem czerwonym szlakiem, do miejsca narodzin Lisa-Kuli, Kosiny. Jechało się dość dobrze, czasem przenikliwy wiatr dawał się we znaki. Jak się zatrzymywaliśmy, szybklo nas wyziębiało. W zasadzie to nie zmarzłem, ale czuję, że przy troszkę niższych temperaturach, spd pójdą w odstawkę, bo ochraniacze dużo dają, ale przy trochę większym mrozie stopa szybko zmarznie. Ślad i zdjęcia od Marka.
Z samego rana spakowaliśmy się (ja i moja siostra Magda) i pojechaliśmy na pociąg. Z Edynburga do Glasgow. Z Glasgow mieliśmy od razu się przesiąść na pociąg do Ardrossan, ale zagubiliśmy się na stacji i musieliśmy poczekać na następny. Spowodowało to, że spóźniliśmy się na statek na wyspę i mieliśmy trochę czasu, więc pokręciliśmy się po okolicy. Trochę wiało. Potem załadunek na statek i przypływamy no Brodick. Pytamy w informacji, gdzie jest nasz nocleg, pani nam mówi i ostrzega, abyśmy uważali, jak będziemy jeździć, bo kierowcy tu są fatalni. Zostawiamy bagaż i planujemy zrobioć pętelkę mniej więcej przez pół wyspy. Droga wiodła wzdłuż wybrzeża i spodziewałem się płaskiego profilu, jednak taki nie był. Nadciągające chmury zmusiły nas do skrócenia trasy, choć i tak deszcz nas dopadł. Jednak przy ok. 4 kilometrowym zjeździe do Lamlash dodawał adrenaliny, Kona tylny hamulec ma prawie wyłączony z użytkowania, przez zgiętą tarczę, i musiałem hamować tylko przednim, a serce bolało wolno jechać i ostro mknąłem po krętej dróżce. Ostatecznie wróciliśmy prawie cali mokrzy. Poniżej ślad z jazdy po wyspie, trochę km też zrobionych na dojazdy do stacji i statku.
Zjawiłem się o 10 pod sceną, gdzie już czekali Artur i Jacek. Zmiana pierwotnego planu i jedziemy zobaczyć pomnik Jezusa trafionego przez piorun i krzyż milenijny. Przyjemnie się jechało, choć pod koniec czułem zmęczenie. Poniżej, zapożyczony od Artura, ślad i zdjęcia.
Nawet nie wiedziałem, że przez Czystogarb jedzie Puchar Uzdrowisk Karpackich. Przegapiłem wyścig, ale potem nabrałem ochoty na szosę i zrobiłem krótką przejażdzkę.
Miałem plan pojawić się pod sceną o 10, ale Paweł napisał, że planują dłuższy wypad i trzeba wstać o 8. Jako, że byłem głodny roweru wstępnie się zapisałęm, choć nie byłem przekonany, czy uda mi się wstać. Jak to już bywa, jak nie trzeba iść do pracy to się o 6 obudziłem, więc spakowałem plecak i pojechałem pod scenę. W sumie było nas 4 oprócz Kundello jeszcze Piotrek i Michał. Wyjazd się udał, dość długi dystans, miałem jeden poważny kryzys już przed samym Rzeszowem. Zostałem z tyłu i postanowiłem jeszcze wstąić do sklepu, chyba już ledwo kontaktowałem bo nie zauważyłem, ani nie usłyszałem chłopaków siedzących 20metrów od drogi wołających mnie. Dokładna relacja i mnóstwo zdjęć u Kundello. Kilka zdjęć zapożyczyłem poniżej. Od niego też wziąłem ślad, który udało mu się naszkicować.
Zachowaj bezpieczny odstęp
Pod bardzo fajną serpentynkę
Szczyt zdobyty
Widać bydle w całej okazałośći
Miałem jeszcze małą przygodę, rozkuł mi się łańcuch, ale na szczęście tylko spinka się odpięła i w dodatku udało nam się ją znaleźć
Naoglądałem się Tour de France i nie mogłem się powstrzymać przed osiodłaniem Speca. Co prawda już przy zmienianiu opony, bo stara trochę łysa była, a detonator już czekał, nabawiłem się krwistej kontuzji. Łyżka wyskoczyła mi w pewnym momencie i nadziałem się na paznokieć kciuka drugiej ręki. Skutek taki, że paznokieć w 1/3 stracił kontakt z palcem, a wskazujący drugiej ręki zakrwawił mi pół roweru. No nic. Pierwsze przekręcenie korbą i przypomnienie sobie tego uczucia. Lekkość wprowadzenia roweru w ruch jest fantastyczna. Zrobiłem krótki odcinek, ale wytelepało mnie porządnie. Mało jeżdzę na szosie, ale na swoje usprawiedliwienie załączam poniżej zdjęcie dwóch znaków z najbliższej okolicy. Mam plan zabrać ten rower do Rzeszowa. ?
Wyjechałem o 10. Miało nie padać, choć chmury się czasem ciemne zbierały. Ostatecznie ani jedna kropla mnie nie dosięgnęła. Jechało się zaskakująco łatwo. Odcinek z Sokołowa do Rzeszowa już trochę gorzej z uwagi na kiepską jezdnię i wiatr w oczy. Jednak średnia nie spadła znacznie. W Jasionce jeszcze zaczęła mnie wymijać rozciągnięta grupa około 7 kolarzy. Starałem się dotrzymać im tempa, ale było trochę ciężko. Na końcu jechała dziewczyna i ona mi nie uciekła. Na światłach chwilę porozmawialiśmy i się okazało, że jeżdzą regularnie w soboty i niedziele spod pomnika. /
Chciałem znaleźć jakąś inną drogę do pracy niż przez Warszawską, ale się nie udało. W zasadzie to szukałem tej drogi, żeby rano autem korki omijać, ale asfaltu żadnego nie znalazłem, a polne drogi są przecięte przez budowaną autostradę, więc nawet rowerem się nie da inaczej jechać, niż główną drogą. Początek jazdy z Asią i Kundello, bo ich spotkałem przy Staroniwie, jak jechali do serwisu.
Tygodniowa przerwa w pedałowaniu spowodowana to nauką to piwem. Ale teraz będzie więcej czasu to się nadrobi. Trasa jak na śladzie, na końcu rozjazd nad Wisłokiem.
10:00 pod sceną Rafał, Sebastian, Seweryn i Acek. Nikt więcej się nie zjawił, więc jazda. Najpierw Magdalenka i potem zjazd lasem do Albigowej. Tam chwilę odpoczynku pod sklepem i załapanie się na cukierki, które rzucili nam ludzie z przejeżdzającego wesela, nie ostatni raz tego dnia. Potem dość wymagający podjazd asfaltem, głównie z powodu wysokiej temperatury. Kolejna porcja weselnych cukierków i powolny powrót w stronę Rzeszowa, który pod sam koniec nabrał większego tempa z uwagi na dość ciemne chmury. Ostatecznie ja zdążyłem przed deszczem, choć ostatnie metry już zaczynało kropić i musiałem mocno deptać na pedały.