Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Dystans całkowity:824.96 km (w terenie 222.00 km; 26.91%)
Czas w ruchu:41:27
Średnia prędkość:19.90 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:3350 m
Maks. tętno maksymalne:194 (94 %)
Maks. tętno średnie:146 (70 %)
Suma kalorii:11944 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:63.46 km i 3h 11m
Więcej statystyk

niechobrz

Niedziela, 31 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 4 plus
Wypad o 12:00 spod arkusa. Umówiony na forum i do końca nie byłem pewien, czy się odbędzie, bo pogoda nie należała do tropikalnych. Jednak kilka minut po 12 oddział 2 rowerzystów wprawiał wszystkie łożyska w nieustanny ruch.
Trasa mało ściśle rzecz biorąc to Praktiker-Niechobrz-Real-akademik, z małymi urozmaiceniami.
Większośc przebiegała po asfalcie, gdyż w lesie zalegają jeszcze przemysłowe ilości błota. Chociaż błota i tak nie udało nam się uniknąć. Deszczu zresztą też nie, ale przed nim mogliśmy się schronić na przystankach. Dało mi to tyle, że krople nie spadały na mnie z góry, ale wystrzeliwały z mokrych kół.

Pierwsza wycieczka po serwisie amora. Praca nieporównywalnie lepsza niż sprzed wymiany oleju i przeczyszczenia go. Uginał się po wjeździe w małe dziury, a nie jak wcześniej przy wpadaniu w przepaść.

Serwis judy

Jak to przy każdyej reperacji roweru pod ręką znajduje się piwo. Ale nie ma w tym nic złego, skoro jest to zalecane w oficjalnej instrukcji do naprawy hamulców juicy. W manualu jest napisane:
"Ciężko pracowałeś i już prawie skończyłeś. Teraz czas na mały odpoczynek i wzięcie łyka swojego ulubionego napoju."
Przesłanie dość jasne.
Dokonałem małej ekstrapolacji i stosuję to do każdego dłubania przy rowerze.

czerwony i niebieski szlak rowerowy

Niedziela, 24 maja 2009 · Komentarze(1)
Niedzielna wycieczka. Bezwysiłkowe pedałowanie szlakami rowerowymi.
Chyba ostatnia wycieczka przed juwenaliami. Zaraz po zsiadce z rowera i pójściu pod prysznic 2 piwa na szybkiego z rury, a potem jeszcze 5 na spokojnie. Efekt dobry, ale na juwenaliach będę szukał raczej innego wspomagania upojenia niż wcześniejsze pedałowanie.

I kiedy wydawało mi się, że prowadzę najbardziej bezstresowe życie we wszechświecie znalazłem siwego włosa na głowie. Może przejąłem się wtorkowym serwisowaniem amora. A może to przez mojego kompa - najbardziej zmuloną maszynę w Środkowo-Wschodniej Zjednoczonej Europie. Bo uczelnią to się raczej nie przejmuję.

wypacanie toksyn

Czwartek, 21 maja 2009 · Komentarze(0)
Rozjazd po dwóch stronach Wisłoka celem wypocenia pozostałości po spożytych wczoraj specyfikach.

niebieski i zielony szlak rowerowy

Czwartek, 21 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 4 plus
Ze Staroniwskiej niebieskim szlakiem rowerowym. Potem zielonym.
Do Czudca bardzo ciekawy zjazd asfaltem. Vmax 81, a mozna i więcej. W Czudcu chcieliśmy zobaczyć ruiny zamku, ale żeby wycieczka nie była zbyt ciekawa to nie trafiliśmy do nich.

Punkt Parówki


Przed zjazdem do Vmaxa

Asfaltem do Połomii, gdzie chwilę wspinaliśmy się czarnym szlakiem. Po wspinaczce sól kolarstwa i wynagrodzenie wszystkich kropelek potu wypływających z gorącego organizmu pokonującego podjazd - ostry błotnisty zjazd. Na tyle ostry i błotnisty, że niektórzy z uczestników rajdu plecami sprawdzali miękkość podłoża. Z późniejszego sprawozdania dowiedziałem się, że owszem było miękkie. Błoto uniemożliwiało rozpędzenie sie do zawrotnych prędkości, trzeba było praktycznie cały czas trzymać zaciśnięte palce na klamkach hamulców, w pewnym momencie poczułem już ostry zapach palonych klocków i słyszałem skwierczącą tarczę.
Powrót to asfalt do Lutoryży i stamtąd nad Wisłok i wzdłuż jego brzegu. Pokrzywy nam urosły to się trochę popażyłem.
Na koniec obmyłem jeszcze w Wisłoku trochę rower z błota, ale zabieg chyba nie do konca udany. Niska skuteczność zanurzenia kół w wodzie i otarcia ramy trawą. Emil stwierdził, że przed tym rower wyglądał dostojniej, a teraz jest tylko brudny.

Planty

Pierwszy 1000km w tym roku zrobiony.

I podobno trochę alkoholu (jedno piwo) jest dore na zakwasy. Przemysłowe ilości majonego spirytusu nie działają tak kojąco. Sprawdziłem.

bicie rekordu, podejście pierwsze

Niedziela, 17 maja 2009 · Komentarze(2)
Kategoria >100, sam, szosa, z Czystogarb
Trasa: Czystogarb-Zagórz-Lesko-Polańczyk-Czarna-Ustrzyki-Cisna-Baligród-Cisna-Czystogarb.
Wydawało mi się, że już jestem w formie, pierwsze 100km brutalnie to zweryfikowało. Podjazdy były prawdziwą męczarnią, i chyba zdecyduję się na zamontowanie 3. najmniejszego blatu do korby (korba jest na 3 blaty, tylko ktoś zanim mi ją sprzedał conieco z niej odkręcił),może będzie wyglądało mniej pro, ale bedę czerpał jakąkolwiek przyjemność z podjazdów, a nie tylko ból mięśni.
Do Czarnej, pierwsze 100km, szło jeszcze w miarę dobrze, średnia dochodziła do 30. Ale od kiedy złapał mnie pierwszy deszcz jeszcze przed Ustrzykami ta wartość zaczęła systematycznie spadać.
W czarnej jeszcze zatrzymałem się na pierwszy poważniejszy posiłek, i co mnie tam urzekło, to widok menela ledwo trzymającego się na nogach, który po odejściu od stolika założył kask i siadł na motor, o dziwko jechał o wiele prościej niż szedł.
W okolicach Stuposian minąłem kilku kolarzy, ale na szczęście jechali w przeciwną stronę, bo inaczej by mi wstydu narobili, gdyż moja prędkość nie zaliczała się wtedy do tych, które osiągają sprinterzy przy finiszowaniu.
Później był ciężki podjazd pod Połoninę Wetlińską, ale od tego miejsca do Cisnej praktycznie było już z górki albo po równym.

Po podjeździe pod Połoninę

Że w Cisnej z czasem się dorze wyrabiałem postanowiłem zrobić skok w bok i pojechać do Baligrodu i z powrotem, postanowinie zrealizowałem.

Cisna 200km w nogach

Z Cisnej potem już tylko powrót do domu, gdzie w połowie drogi złapał mnie okrótny deszcz i wybił mi z głowy dalszą jazdę, znaczy się dalszą po tym momencie kiedy dotrę do domu na 240km i jeszcze wybiorę się na rozjazd, żeby dobić do 300.

Po wszystkiemu

Według gpsies to mniej więcej całkowite wzniesienie terenu wyniosło 3350m.
Vmax 71,5-można było wyciągnąć więcej, ale szkoda było sił na pociskanie z góry.
Pomimo obfitego śniadania, na trasie też dużo batonów, kilka bułek, kiełbaski, jogurt i bardzo dużo płynów i dobrej kolacji waga w niedziele wskazywała 1,5kg tuszy mniej niż przed wycieczką.

patria

Środa, 13 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 7 plus
Z Rzeszowa do Budziwoja i stamtąd jakoś do Tyczyna, cały czas asfaltem. W Tyczynie udało nam się dostrzec żółty szlak, więc przez chwilę jechaliśmy według niego. Celem podróży był rezerwat Wilcze, dlatego długo nie jechaliśmy szlakiem tylko odbiliśmy, w sumie to nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie. Zapytana po drodze babcia poinformowała nas, że dotarliśmy do Borku. Tam też zaglądneliśmy do sanktuarium, co mogę potwierdzić zrobionym zdjęciem. Było tam jakieś magiczne źródło, ale nikt z nas nie zaryzykował napicia się z niego wody.

Sanktuarium, ja z Emilem

Następnie pokierowaliśmy się do Błażowej. Trochę nudna asfaltowa przeprawa. Na miejscu zaglądneliśmy do sklepu, żeby się trochę pożywić. Potem trochę zagubieni zapytaliśmy o drogę i ruszyliśmy do Kąkolówki. Od tego momentu zaczęły się podjazy. Z Kąkolówki zielonym szlakiem do samej Patrii. W lesie było jeszcze trochę błota, z czym nie zawsze mój, już trochę wytarty z tyłu mythos xc, sobie radził. Udało się jednak jakoś dotrzeć.

Krzyż na Patrii

Droga powrotna żółtym szlakiem. Kilka bardzo fajnych zjazdów po lesie. W sumie większość powrotu po lesie to praktycznie sam zjazd. W pewnym momencie szlak gdzieś zgubiliśmy, ale wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy podążać za słońcem to dotrzemy do Rzeszowa.
Dojechaliśmy do Baryczki. Było już trochę późno, bo około 20 i zaczęło robić się zimno, więc zweryfikowaliśmy trasę powrotną na sam asfalt. Przez Lutoryż i Boguchwałę wróciliśmy do akademika.
Palce u rąk i nóg miałem skostniałe i przewiało mi trochę kolano, ale ogólne wrażenia po wycieczce bardzo pozytywne.

Trasa wyglądała mniej więcej tak, jak to Emil zaznaczył na gpsies w opisie wycieczki na swoim blogu.

przylasek

Niedziela, 10 maja 2009 · Komentarze(1)
Miał być spokojny rozjazd po sobocie. Wszystko przebiegało zgodnie z planem do momentu, kiedy już zjeżdzaliśmy z Przylasku szutrem w dół. Przedziurawiłem dętkę. Piękny podwójny snejk. 4 dziury, a tylko 3 łatki, nie ma ich czym przeciąć na pół. Początkowo myślałem, że jest jedna dziura, a potem na kapciu już snejka złapałem, zakleiłem więc 3 dziurki zanim się zorientowałem, że łatek braknie.

Kleje, co się da

Moje stare wycieniowane ultralighty nigdy mi takich kłopotów nie serwowały, a jakaś dętka, dedykowana chyba do czołgów, taki kloc, od razu taki surprise.
Na szczęście okazało się, że nieopodal mieszka jakiś rowerowy kolega, który będzie na tyle miły, że dostarczy nam dętkę. Dostarczył i odjechał, bo się spieszył. Okazało się, że jego dętka miała jedną dziurkę. Udało się jednak odkleić od mojej dętki świeżą łatkę i jakoś ją przykleić. Operacja się udała, można było wracać.
W akademiku grzebie w torebce podsiodłowej i nie mogę znaleźć klucza do pokoju. 100zł w plecy, myślę, bo tyle kosztuje taki klucz. Za 100 opłaca się tam wrócić i poszukać. Asfaltem do Budziwoja jechało się nawet dobrze, bo przykleiłem się do jakiegoś kolarza, który mnie ładnie wyciągnął. Pnąc się pod górę już szutrem mijające mnie sporadycznie sanochody dały mi do myślenia. Dlaczego nie przyjechałem tu autem, zamiast skrajnie wyczerpany rowerem.
Po dojechaniu do miejsca przeszukałem krzaki, już trochę zrezygnowany i pogodzony ze stratą zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle wziąłem ze sobą klucz na tą wyprawę. Zadzwoniłem do współlokatora i okazało się, że zostawiłem go na półce.
I już tylko powrót w nawet dobrym nastroju.

wycieczka spod pomnika

Sobota, 9 maja 2009 · Komentarze(2)
Kategoria spod pomnika, 7 plus
O 10 pod pomnikiem. Było w sumie 5 osób plus ja. Pierwszy raz z tą załogą
pedałowałem, więc nie wiedziałem czego się spodziewać, ale widząc, że są tam też fulle nie martwiłem sie zbytnio o tempo.

Kamraci, zdjęcie Maćka

Reszta zdjęć z wyprawy w galerii Maćka.

Z Rzeszowa asfaltem do Malawy, a potem podjazd pod Magdalenkę.
Zbyt czesto nie bywam w tamtych terenach, więc dokładnie nie pamiętam, jak przebiegała trasa. Ale po Magdalence było sporo fajnych asfaltowych zjazdów przeplatanych niefajnymi podjazdami. Na pewno jechaliśmy koło Borówek, a potem znów wbiliśmy się na szuter i w las. Dużo było fajnych, szybkich zjazdów. Chwilę nawet podążaliśmy czarnym szlakiem.
Na asfalt wyjechaliśmy w okolicach Nieborowa i już dość zmęczeni wróciliśmy asfaltem przez Tyczyn do Rzeszowa.

Już do końca przestałem zawierzać pulsometrowi. Podczas nieco ponad 4 godzinnej wyprawy wyszło, że spaliłem 7616 kcal. Wątpię, żeby 2 plemiona Etiopczyków spaliło tyle przez tydzień.

Grzyby jeszcze nie rosną, ale w lesie można zbierać inne składowe runa. My znaleźliśmy 2 puszki żywca, które pospiesznie opróżniliśmy.

niebieski szlak rowerowy, gmina boguchwała

Piątek, 8 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 4 plus
Z Rzeszowa, Staroniwy cały czas niebieskim szlakiem rowerowym. Pod koniec rozststaliśmy się ze szlakiem i wyjechaliśmy w Lutoryży na asfalt. Stamtąd nad Wisłok i cały czas wzdłuż rzeki do Rzeszowa.

Założyłem nowy łańcuch, bo stary już trochę przydługawy był, i od razu niemiłe zaskoczenie. Trochę się nie zgrał z kasetą i blatami korby. Pod koniec wycieczki było już trochę lepiej, ale dalej przy mocniejszym nadepnięciu zrywało i trzeszczało. Większość podjazdów musiałem pokonywać na najlżejszych przełożeniach. Za wcześnie się z Emila śmiałem, bo ja też zanim mi się wszystko dotrze będę musiał jeździć z wysoką kadencją.

Co do pulsometru to podaję w wątpliwość spalone kalorie, bo wycieczka nie była raczej na tyle wymagająca, żeby spalić 3422 kcal w nieco w ponad 2 godziny. Trzeba będzie pogrzebać w ustawieniach.