Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Dystans całkowity:824.96 km (w terenie 222.00 km; 26.91%)
Czas w ruchu:41:27
Średnia prędkość:19.90 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:3350 m
Maks. tętno maksymalne:194 (94 %)
Maks. tętno średnie:146 (70 %)
Suma kalorii:11944 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:63.46 km i 3h 11m
Więcej statystyk

rzeszów-słocina-malawa-rzeszów

Wtorek, 5 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria sam, krótki wypad
Rozprostowanie kości.
Ze Słociny do lasu i potem żółtym szlakiem. Bardzo fajne zjazdy po lesie w drodze do Malawy, co prawda myślałem, że jadę w drugą stronę tym szlakiem do Tyczyna, ale się nie zmartwiłem pomyłką, bo bardzo fajnie się zjeżdzało w dół.

Jazda z pulsometrem, byłem ciekawy osiągów. Mam nadzieję, że mój semi-profesjonalny pulsometr Donnay w miarę dobrze mierzy.

dookoła rzeszowa żółtym szlakiem

Niedziela, 3 maja 2009 · Komentarze(2)
Kategoria sam, >100
Udało mi się wbić pierwszego 100 punktowego breaka w tym sezonie.

Dojazd do Wisłoka, kawałek wzdłuż rzeki, potem asfaltem i szutrem na przemian do Siedlisk, gdzie spotkałem się z żółtym szlakiem. Od tego czasu miałem się trzymać szlaku. Zadanie dość trudne, bo jadąc na rowerze czasem trudno dostrzec znaczki na drzewach.
Dojechałem do Mogielnic, raz tylko się zgubiłem. Fajny zjazd był i w pewnym momencie nie zauważyłem, że szlak odbija, potem musiałem się z powrotem wygramolić pod górę.
Z Mogielnic do Niechobrza też trochę pobłądziłem, nie zobaczyłem na oddalonym trochę od głównej drogi słupie z linią znaku skrętu szlaku. Po przejechaniu kawałka asfaltem w Niechobrzu i zjeździe na szuter znowu zgubiłem szlak. Skierowałem się do wielkiego krzyża na wzgórzu. Parę młodych osób piło tam wódkę to spytałem o szlak, ale nie mieli pojęcia, że takie coś tu biegnie. Spytałem jak dojechać na Zgłobień, bo szlak tam docierał, pokazali mi kościół, który było widać z oddali mówiąc, że to ta miejscowość i pokazali mniej więcej jak mam jechać. Po chwili spotkałem się ze szlakiem, a po drugiej chwili znów go zgubiłem. Nic to, wiedząc, gdzie się mniej więcej kierować popedałowałem co sił. Szybko dojechałem do wąskiego asfaltu, podążając nim dostałem się do jakiejś głównej trasy, tam spytałem ludzi którędy do kościoła i ruszyłem. Za chwilę spotkałem szlak i razem dojechaliśmy do koscioła. Skręcało się do góry i koło cmentarza pojechałem niebieskim szlakiem rowerowym, co było zgubne, bo po kilku kilometrach, skończyło się oznaczenie. Dojechałem do najbliższego gospodarstwa i spytałem o drogę, powiedzieli, że szlak rowerowy biegnie dalej tylko ktoś wyrwał słupka ze znaczkiem, ale ja już trochę znudzony tym błądzeniem postanowiłem z powrotem wrócić do cmentarza i tam pojechać żółtym szlakiem. Miałem dojechać do Dąbrowej.
W Błędowej-Zgłobieńskiej oczywiście zgubiłem szlak. Ale to nie była tragedia, bo wiedziałem, gdzie mam się kierować.
Dojechałem do Trzciany i stamtąd kawałek trasą E40, za mostkiem miał ją przecinać szlak. Droga w bok była, ale żadnego oznaczenia szlaku. Trochę już zmęczony i zniechęcony tą tułaczką (na szczęście nie głodny, bo pomimo 3. maja udało mi się znaleźć 2 czynne sklepy, gdzie zakupiłem prowiant) pomyślałem, że pojadę kawałek tą dróżką do lasu i najwyżej zawrócę. Ale po chwili odnalazły się oznaczenia szlaku. Uradowany popedałowałem co sił. Od tego momentu skończyły się górki i reszta trasy miała zupełnie płaski profil. Drogi były albo dobrze utrzymane leśne, szutrowe, albo wąski asfalcik, także przyjemnie się jechało. Oznakowanie też już dobre.
Zanim dojechałem do Rezerwatu Zabłocie noga wpadła mi do bagna i miałem trochę niemiłe uczucie w bucie. Stamtąd już miało być w miarę spokojnie do Głogowa Młp. Poniekąd tak było, tylko czasem trzeba było jechać przez krzaki, czasem przez piach po kolana, czyli raczej się prowadziło rower.
Po dojechaniu do głównej drogi postanowiłem się całkiem pożegnać ze szlakiem, bo było już trochę późno, a w szarówce to napewno bym go już nie mógł znaleźć.
Z Głogowa trasą 9 popedałowałem do Rzeszowa.
Po 90km w nogach udało mi się kręcić po asfalcie ze średnią ponad 30kmph, co mnie miło zaskoczyło, ale to pewnie dlatego, że ostatnia część trasy była płaska i można było odpocząć.
Ogólnie trasa warta polecenia, tylko najlepiej jechać z kimś kto już nią kiedyś jechał. Ewentualnie samemu przejechać raz, a za drugim razem się rozkoszować wiedząc, gdzie trzeba skręcać.
I zła wiadomość: już widziałem żmije, a Mateusz się boi żmiji:(

wzdłuż wisłoka

Piątek, 1 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria sam, krótki wypad
Przejażdzka z Moniką. Tempo kobiece (kobiet, które nie startują w zawodach XC), Monika pewnie to przeczyta więc powiedzmy, że tempo było dobre, a średnia prędkość powinna pojaśnić, co miałem na myśli używając dyplomatycznego słowa "dobre".
W sumie dobrze działający na zmęczone mięsnie rozjazd wzdłuż Wisłoka do kładki i powrót przez Lisią Górę.
Diabeł mnie namówił, żebym lepiej ustawił całkiem dobrze ustawiony zacisk tylnego hampla. Tak ustawiłem, że przez całą wycieczkę mi tarcza dzwoniła. Popuszczałem i dociskałem śruby z 5 razy i, co mnie nie zaskoczyło, nie pomogło.
Na osłodę wygrałem Big Milka.