Wpisy archiwalne w kategorii

z dziewczynami

Dystans całkowity:250.30 km (w terenie 56.00 km; 22.37%)
Czas w ruchu:16:14
Średnia prędkość:15.42 km/h
Maksymalna prędkość:56.50 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:27.81 km i 1h 48m
Więcej statystyk

rozjazd

Niedziela, 21 marca 2010 · Komentarze(1)
Rozjazd po wczorajszym. Nogi nawet nie bolały, bardziej siedzisko. Po średniej można się domyślić, że albo jechałem z dziewczynami albo pod pionową góre. Jeździłem po plantach.

TdP -> rudna

Czwartek, 6 sierpnia 2009 · Komentarze(3)
Najpierw obejrzeć TdP, co nie trwało za długo a potem pojechałem pod Reala, gdzie miałem się spotkać z Anią. Oczywiście informacja "bedę za parę minut pod Realem i poczekam na Ciebie" nie wzruszyła jej za bardzo i znalazła jeszcze czas, żeby pojechać do koleżanki i sobie z nią pogadać, a ja jak debil jeździłem w kółko po parkingu.
No, ale w końcu udało się wyjechać na całkiem przyjemną przejażdzkę.

I jeszcze zdjęcie rowerzystki, trochę rozmazane, bo miała specjalne buty szybkościowe, dzięki którym osiągała zawrotne prędkości (co widać po średniej) i moja lustrzanka nie mogła jej ostro złapać:D


:]

czerwony i niebieski szlak rowerowy

Niedziela, 24 maja 2009 · Komentarze(1)
Niedzielna wycieczka. Bezwysiłkowe pedałowanie szlakami rowerowymi.
Chyba ostatnia wycieczka przed juwenaliami. Zaraz po zsiadce z rowera i pójściu pod prysznic 2 piwa na szybkiego z rury, a potem jeszcze 5 na spokojnie. Efekt dobry, ale na juwenaliach będę szukał raczej innego wspomagania upojenia niż wcześniejsze pedałowanie.

I kiedy wydawało mi się, że prowadzę najbardziej bezstresowe życie we wszechświecie znalazłem siwego włosa na głowie. Może przejąłem się wtorkowym serwisowaniem amora. A może to przez mojego kompa - najbardziej zmuloną maszynę w Środkowo-Wschodniej Zjednoczonej Europie. Bo uczelnią to się raczej nie przejmuję.

przylasek

Niedziela, 10 maja 2009 · Komentarze(1)
Miał być spokojny rozjazd po sobocie. Wszystko przebiegało zgodnie z planem do momentu, kiedy już zjeżdzaliśmy z Przylasku szutrem w dół. Przedziurawiłem dętkę. Piękny podwójny snejk. 4 dziury, a tylko 3 łatki, nie ma ich czym przeciąć na pół. Początkowo myślałem, że jest jedna dziura, a potem na kapciu już snejka złapałem, zakleiłem więc 3 dziurki zanim się zorientowałem, że łatek braknie.

Kleje, co się da

Moje stare wycieniowane ultralighty nigdy mi takich kłopotów nie serwowały, a jakaś dętka, dedykowana chyba do czołgów, taki kloc, od razu taki surprise.
Na szczęście okazało się, że nieopodal mieszka jakiś rowerowy kolega, który będzie na tyle miły, że dostarczy nam dętkę. Dostarczył i odjechał, bo się spieszył. Okazało się, że jego dętka miała jedną dziurkę. Udało się jednak odkleić od mojej dętki świeżą łatkę i jakoś ją przykleić. Operacja się udała, można było wracać.
W akademiku grzebie w torebce podsiodłowej i nie mogę znaleźć klucza do pokoju. 100zł w plecy, myślę, bo tyle kosztuje taki klucz. Za 100 opłaca się tam wrócić i poszukać. Asfaltem do Budziwoja jechało się nawet dobrze, bo przykleiłem się do jakiegoś kolarza, który mnie ładnie wyciągnął. Pnąc się pod górę już szutrem mijające mnie sporadycznie sanochody dały mi do myślenia. Dlaczego nie przyjechałem tu autem, zamiast skrajnie wyczerpany rowerem.
Po dojechaniu do miejsca przeszukałem krzaki, już trochę zrezygnowany i pogodzony ze stratą zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle wziąłem ze sobą klucz na tą wyprawę. Zadzwoniłem do współlokatora i okazało się, że zostawiłem go na półce.
I już tylko powrót w nawet dobrym nastroju.

z magdą przez tyczyn

Środa, 22 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Totalna rekreacja. Ale wypatrzyliśmy fajne miejsce na Zalesiu, gdzie chłopaki budowali jakieś hopy i można troche pobrykać.
Magda uświadomiła nam, że jadąc na rowerze można się rozglądac na boki i podziwiać widoki. Wcześniej starałem się skupiać na patrzeniu przed siebie i wyszukiwaniu kamieni, które trzeba wyminąć kołami.
I żeby nie skończyć dnia bez zrobienia czegoś głupiego to widząc na poboczu stojącą puszkę po piwie postanowiłem na nią najechać. Niestety było w niej jeszcze piwo i spora jego część została wchłonięta przez moje spodenki i skórę na nogach. Starałem się jak najmniej zatrzymywać żeby wiatr owiewał ten nieprzyjemny zapach, który tak uwielbiam.

przylasek

Niedziela, 29 marca 2009 · Komentarze(0)
Z Emilem i dziewojami pojechaliśmy do Przylasku. Tempo niskie. Rekreacja. Nie przemyślałem jednego manewru i wjechałem w bardzo błotnistą kałużę. Nie chciało mi się potem myć roweru to takiego brudasa zawiesiłem na ścianie nad łóżkiem.