przylasek

Niedziela, 10 maja 2009 · Komentarze(1)
Miał być spokojny rozjazd po sobocie. Wszystko przebiegało zgodnie z planem do momentu, kiedy już zjeżdzaliśmy z Przylasku szutrem w dół. Przedziurawiłem dętkę. Piękny podwójny snejk. 4 dziury, a tylko 3 łatki, nie ma ich czym przeciąć na pół. Początkowo myślałem, że jest jedna dziura, a potem na kapciu już snejka złapałem, zakleiłem więc 3 dziurki zanim się zorientowałem, że łatek braknie.

Kleje, co się da

Moje stare wycieniowane ultralighty nigdy mi takich kłopotów nie serwowały, a jakaś dętka, dedykowana chyba do czołgów, taki kloc, od razu taki surprise.
Na szczęście okazało się, że nieopodal mieszka jakiś rowerowy kolega, który będzie na tyle miły, że dostarczy nam dętkę. Dostarczył i odjechał, bo się spieszył. Okazało się, że jego dętka miała jedną dziurkę. Udało się jednak odkleić od mojej dętki świeżą łatkę i jakoś ją przykleić. Operacja się udała, można było wracać.
W akademiku grzebie w torebce podsiodłowej i nie mogę znaleźć klucza do pokoju. 100zł w plecy, myślę, bo tyle kosztuje taki klucz. Za 100 opłaca się tam wrócić i poszukać. Asfaltem do Budziwoja jechało się nawet dobrze, bo przykleiłem się do jakiegoś kolarza, który mnie ładnie wyciągnął. Pnąc się pod górę już szutrem mijające mnie sporadycznie sanochody dały mi do myślenia. Dlaczego nie przyjechałem tu autem, zamiast skrajnie wyczerpany rowerem.
Po dojechaniu do miejsca przeszukałem krzaki, już trochę zrezygnowany i pogodzony ze stratą zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle wziąłem ze sobą klucz na tą wyprawę. Zadzwoniłem do współlokatora i okazało się, że zostawiłem go na półce.
I już tylko powrót w nawet dobrym nastroju.

Komentarze (1)

hehe to ci przygoda;PP

azbest87 21:24 niedziela, 10 maja 2009
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa arzyz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]