patria
Środa, 13 maja 2009
· Komentarze(1)
Kategoria 7 plus
Z Rzeszowa do Budziwoja i stamtąd jakoś do Tyczyna, cały czas asfaltem. W Tyczynie udało nam się dostrzec żółty szlak, więc przez chwilę jechaliśmy według niego. Celem podróży był rezerwat Wilcze, dlatego długo nie jechaliśmy szlakiem tylko odbiliśmy, w sumie to nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie. Zapytana po drodze babcia poinformowała nas, że dotarliśmy do Borku. Tam też zaglądneliśmy do sanktuarium, co mogę potwierdzić zrobionym zdjęciem. Było tam jakieś magiczne źródło, ale nikt z nas nie zaryzykował napicia się z niego wody.
Sanktuarium, ja z Emilem
Następnie pokierowaliśmy się do Błażowej. Trochę nudna asfaltowa przeprawa. Na miejscu zaglądneliśmy do sklepu, żeby się trochę pożywić. Potem trochę zagubieni zapytaliśmy o drogę i ruszyliśmy do Kąkolówki. Od tego momentu zaczęły się podjazy. Z Kąkolówki zielonym szlakiem do samej Patrii. W lesie było jeszcze trochę błota, z czym nie zawsze mój, już trochę wytarty z tyłu mythos xc, sobie radził. Udało się jednak jakoś dotrzeć.
Krzyż na Patrii
Droga powrotna żółtym szlakiem. Kilka bardzo fajnych zjazdów po lesie. W sumie większość powrotu po lesie to praktycznie sam zjazd. W pewnym momencie szlak gdzieś zgubiliśmy, ale wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy podążać za słońcem to dotrzemy do Rzeszowa.
Dojechaliśmy do Baryczki. Było już trochę późno, bo około 20 i zaczęło robić się zimno, więc zweryfikowaliśmy trasę powrotną na sam asfalt. Przez Lutoryż i Boguchwałę wróciliśmy do akademika.
Palce u rąk i nóg miałem skostniałe i przewiało mi trochę kolano, ale ogólne wrażenia po wycieczce bardzo pozytywne.
Trasa wyglądała mniej więcej tak, jak to Emil zaznaczył na gpsies w opisie wycieczki na swoim blogu.
Sanktuarium, ja z Emilem
Następnie pokierowaliśmy się do Błażowej. Trochę nudna asfaltowa przeprawa. Na miejscu zaglądneliśmy do sklepu, żeby się trochę pożywić. Potem trochę zagubieni zapytaliśmy o drogę i ruszyliśmy do Kąkolówki. Od tego momentu zaczęły się podjazy. Z Kąkolówki zielonym szlakiem do samej Patrii. W lesie było jeszcze trochę błota, z czym nie zawsze mój, już trochę wytarty z tyłu mythos xc, sobie radził. Udało się jednak jakoś dotrzeć.
Krzyż na Patrii
Droga powrotna żółtym szlakiem. Kilka bardzo fajnych zjazdów po lesie. W sumie większość powrotu po lesie to praktycznie sam zjazd. W pewnym momencie szlak gdzieś zgubiliśmy, ale wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy podążać za słońcem to dotrzemy do Rzeszowa.
Dojechaliśmy do Baryczki. Było już trochę późno, bo około 20 i zaczęło robić się zimno, więc zweryfikowaliśmy trasę powrotną na sam asfalt. Przez Lutoryż i Boguchwałę wróciliśmy do akademika.
Palce u rąk i nóg miałem skostniałe i przewiało mi trochę kolano, ale ogólne wrażenia po wycieczce bardzo pozytywne.
Trasa wyglądała mniej więcej tak, jak to Emil zaznaczył na gpsies w opisie wycieczki na swoim blogu.