Odwiedziłem kilka rowerowych w poszukiwaniach nowego siodła, bo na starej desce już nie dawałem rady. Wybór padł na takie selle, zobaczymy jak się będzie sprawowało.
Już tradycyjnie wybrałem się na Magdalenkę. I obadałem trasę na następną wycieczkę. Albo czerwonym albo zielonym szlakiem, odpowiednio Łańcut albo Albogowa.
Mocno terenowy wypad z Kundello. Trochę przejechaliśmy, głównym punktem Patria. Trochę się zmęczyłem, nogi jeszcze dawały znać po piątku, ale kryzysu nie było. Kilka fotek Kundello:
I jedna z mojego telefonu: " title="Kundello na trasie" width="600" height="450" />
Najpierw rano (moje rano) o 11:30 mała przejażdzka z zaprzyjaźnioną rowerzystką. Że zapomniałem koca z akademika to na pełnym spidzie się po niego wróciłem. I dowiem się, że to był błąd, bo ból nóg będę czuł jeszcze przez kilka dni. Dodatkowo, że przy jednym wskoku na krawężnik wypiął mi się but i lewym goleniem przejechałem po pedale. W udawaniu twardego pomagało mi ciągle pedałowanie, które jakoś rozprowadzało ból, ale kiedy stanąłem na światłach to łezka w oku się pojawiła. Potem w pełnym słońcu na magdalenkę potrenować podjazdy. A na koniec dnia mały rozjazd spokojnym tempem. Także trochę się tym km uzbierało.
Takiej pogody to już grzech by było nie wykorzystać. A że grzechów mam już dużo to więcej mi na razie nie trzeba. Większość to szosa, choć korciło mnie czasem wjechać w las. Odstraszało mnie trochę błoto, nie było go strasznie dużo, ale nie chciało mi się potem myć welocypeda. Drugi powód to cień w lesie, a chciałem w koncu nabrać koloru. Nie zabardzo mi się udało, ale stopniowo i rumuna zrobie.