rzeszów-siedliska-tyczyn-słocina-rzeszów
Czwartek, 30 kwietnia 2009
· Komentarze(1)
Wycieczka z mapą. Po dojechaniu do Siedlisk skręciłem na żółty szlak. Przyjemna trasa szlakiem do Przylasku. Do Tyczyna dowlokłem się trochę asfaltem trochę szutrem, ogólnie trasa pozaszlakowa. I teraz zaczyna się kłopot. Trzeba znaleźć z powrotem szlak. Pierwsza próba - wjechałem w jakąś dróżkę, po około 2km wyjechałem 500 metrów dalej od miejsca, w którym wjechałem, szlaku nie zanalazłem. Druga próba - jadę wolno wypatrując szlaku. Przed mostem skręcał w lewo, słabo oznaczony. Po przejechaniu 1,5km wyjeżdzam jakieś 200 metrów od miejsca, w którym wjechałem. Dziwny szlak zataczający 1,5km koło.
Trochę się wkurwiłem.
Stanąłęm pod sklepem pod żarówką, która się zaświeciła to stwierdziłem, że bym zawiódł Edisona jakbym teraz nie wpadł na jakiś pomysł.
Plan jest taki, że wracam do Rzeszowa, a potem jadę na Słocinę i wtedy zaatakuję żółty szlak z jego drugiej strony, a jadąc nim dojadę do Tyczyna i będę wiedział, jak dookładnie biegnie on tą trasą. Dojechałem do lasu słocińskiego i tam tnę szlakiem, raz omyłkowo zboczyłem, bo było fajnie z góry, ale niestety nie pokrywało się to ze szlakiem i musiałem potem trochę rower wypchać. Po wyjechaniu z lasu znalazłem sie na asfalcie. Szlak biegnie w dół do miejscowości Chmielnik, zerkam na mapę, zerkam jeszcze raz i stwierdzam, że albo dojechałem gdzieś koło Warszawy albo na mapie nie chciało im się drukować tej miejscowości.
Zniechęcony i głodny (zjadłem tylko 2 bułki pod sklepem i 2 powerbary w postaci snickersów) postanawiam wracać do Rzeszowa. Moje postanowienie zrealizowałem.
Trochę się wkurwiłem.
Stanąłęm pod sklepem pod żarówką, która się zaświeciła to stwierdziłem, że bym zawiódł Edisona jakbym teraz nie wpadł na jakiś pomysł.
Plan jest taki, że wracam do Rzeszowa, a potem jadę na Słocinę i wtedy zaatakuję żółty szlak z jego drugiej strony, a jadąc nim dojadę do Tyczyna i będę wiedział, jak dookładnie biegnie on tą trasą. Dojechałem do lasu słocińskiego i tam tnę szlakiem, raz omyłkowo zboczyłem, bo było fajnie z góry, ale niestety nie pokrywało się to ze szlakiem i musiałem potem trochę rower wypchać. Po wyjechaniu z lasu znalazłem sie na asfalcie. Szlak biegnie w dół do miejscowości Chmielnik, zerkam na mapę, zerkam jeszcze raz i stwierdzam, że albo dojechałem gdzieś koło Warszawy albo na mapie nie chciało im się drukować tej miejscowości.
Zniechęcony i głodny (zjadłem tylko 2 bułki pod sklepem i 2 powerbary w postaci snickersów) postanawiam wracać do Rzeszowa. Moje postanowienie zrealizowałem.