smycz
Niedziela, 30 sierpnia 2009
· Komentarze(0)
Kategoria krótki wypad
Wracam sobie wieczorową porą i z małego wzniesienia sobie mknę z V=33,5. Jadę ścieżkochodnikiem i widzę idzie kobieta po jednym kraju chodnika a kawałek za nią pis po drugiej stronie. Dużo miejsca miedzy nimi więc nie zmniejszając prędkości jadę pomiędzy. Nagle słyszę baba się drze i kilka metrów przed sobą widzę naprężoną smycz. Widmo spotkania głowy z chodnikiem przed oczami. Cisnę na klamki i udaje się wyhamować, ostatni metr już tylko na przednim kole jechałem, aż spadłem z siodła. Kobieta zaczęła mnie przepraszać, ale że ja jestem grzeczny i miły to powiedziałem, że nic się nie stało i zacząłem odjeżdzać, wtedy jeszcze ona zawołała do mnie: dobre ma pan hamulce! To mnie podbudowało i wróciłem już do akademika.