Suma kilku przejażdzek. Głównie sprawdzających zabiegi serwisowe. Wymiana amora. Przez chwilę przy uginaniu kwiczał jak osioł, ale po kilku km przestał wydawać z siebie dźwięki. Zmiana klocków w przednim hamplu i poprawienie odblasku na torebce podsiodłowek:)
Wczoraj się z chłopakami umawialiśmy na rower o 10, ale musiałem o 12 coś załatwić, więc nie mogłem z nimi jechać. Nie wiem, czy coś i tak z tego wyszło, a Rafała potem minąłem na powstanców koło Mc. Na koniec chwilkę nad Wisłokiem.
Chciałem znaleźć jakąś inną drogę do pracy niż przez Warszawską, ale się nie udało. W zasadzie to szukałem tej drogi, żeby rano autem korki omijać, ale asfaltu żadnego nie znalazłem, a polne drogi są przecięte przez budowaną autostradę, więc nawet rowerem się nie da inaczej jechać, niż główną drogą. Początek jazdy z Asią i Kundello, bo ich spotkałem przy Staroniwie, jak jechali do serwisu.
Zajęcia skończyłem dopiero przed 13, więc już dość późno. Nie chciało mi się nigdzie dalej wyjeżdzać to standardowo na Magdalenkę, a potem kawałek czerwonym szlakiem. Przejeźdzając przez Handzlówkę zobaczyłem, że jest mecz to przystanąłem, bo piłkę lubię to trochę A klasy pooglądałem. 3 gole widziałem, w tym jeden udało mi się zarejestrować, co prawda niska jakość, bo miałem przestawione na aparacie, ale coś tam widać. Potem jeszcze nabawiłem się mikrokontuzji. Jakimś cudem wypadły mi imbusy z torebki podsiodłowej i trafiły prosto w kostkę i kilka kropel krwi straciłem.
Taki rozjazd, Racławówka -> Boguchwała. Zjazd na rozsypującą się kładki i standardowo jeszcze wzdłuż Wisłoka rozjeździk. Dałbym ślad, ale już nie mam cierpliwości do mojego telefonu, bo ciągle mi gubi sygnał z GPSa.
Tygodniowa przerwa w pedałowaniu spowodowana to nauką to piwem. Ale teraz będzie więcej czasu to się nadrobi. Trasa jak na śladzie, na końcu rozjazd nad Wisłokiem.
Koło z angielskiego napisane to koło 14 można było wyskoczyć na rower. Miał być dłuższy wyjazd, ale zaczęły się zbierać ciemne chmury to bałem się dalej wypuszczać i zrobił się tylko taki rozjazd trochę po mieście trochę wzdłuż Wisłoka.
Jako, że zawitałem do domu to trzeba było zrobić jedną z moich ulubionych tras w tamtej okolicy. Najpierw asfaltem do Moszczańca, potem fajnym szutrem na Jasiel, a stamtąd już szlakiem przez las do granicy. Pod górę trochę mi się opona ślizgała, bo ściółka była strasznie mokra i błoto łatwo zapychało oponę. Dodatkowo jazdę utrudniały zwalone na drogę drzewa, których nie zawsze udawało się objechać, przez co musiałem schodziuć z roweru. Przy podjazdach można to było przeboleć ale przy zjazdach mocno denerwowało. Spod granicy żółtym szlakiem do Wisłoka i mój ulubiony zjazd, który był dość równy tym razem. GPS mi wysiadł parę razy w lesie i ślad jest przerywany i nie wiem, czy nie oszukany, także nie wrzucam.
Trzeba było wymienić kolejną część napędu, bo niespecjalnie chciała działać z innymi nowymi. A mianowicie środkowy blat odmawiał współpracy z nowym łańcuchem (wymieniona też kaseta). Oczywiście podążąm moim nowym trendem downgrade'owym. LX zjechał na Alivio. Nie było wyjścia w tych niełatwych ekonomicznie czasach. Kolejna rzecz, której się jeszcze nie nauczyłem, czyli jak coś działa to nie ruszaj. Nawet teraz, jak się nad tym zastanawiam to nie wiem w końcu po co musiałem wyciągać klocki z przedniego hamulca. Potem nie bardzo chciały się dokładnie ułożyć i ciągle mi uderzały o tarczę. Następna rzecz, ale to już konieczność to skasowanie luzów sterów. A jeszcze przed zasadniczą fazą sezonu pasuje zrobić przegląd amora.