Takiej pogody to już grzech by było nie wykorzystać. A że grzechów mam już dużo to więcej mi na razie nie trzeba. Większość to szosa, choć korciło mnie czasem wjechać w las. Odstraszało mnie trochę błoto, nie było go strasznie dużo, ale nie chciało mi się potem myć welocypeda. Drugi powód to cień w lesie, a chciałem w koncu nabrać koloru. Nie zabardzo mi się udało, ale stopniowo i rumuna zrobie.
Znowu ranne pedałowanie w deszczu. Tym razem lepiej się urałem, więc już mi pogoda nie przeszkadzała. Sam asfalt bo nie chciałem ubłocić maszyny. Choć i tak musiała dostać po przejażdzce prysznic.
Rano troche chmurno, ale pomyślałem, że nie będzie padać. 3 minuty po wyruszeniu w trasę zaczęło kropić. Ja odziany tylko w zwykłą bluzę, spodnie przynajmniej wziąłem dobre. Cały czas kropiło, a czasem nawet śmiało popadywało. Bluza ma fajną tendencję do szybkiego nasiąkania. Przynajmniej problem pocenia się miałem rozwiązany, bo skutecznie mnie zmoczyło. Przewidując pogode na trasie wziąłem tylko tylny błotnik na wypadek większych kałuży. Oczywiście rolę zbierania kropel z opony przejęła twarz. Z bidonu nie uyło za wiele płynu. Jak wspomniałem 190 znaków wcześniej nie specjalnie musiałem się pocić. Jedyny ubutek płynów następował przez wydalanie smarków. A czynność tą musze wykonywać dość często, żeby nie wyglądać, jak biathlonista.
Magdalenka, Niechobrz, Boguchwała. Strasznie ciepło było to szkoda było marnować. wybrałem się o 16 w koszulce i spodenkach, jak wracałem to mnie troche przewiało, szczególnie moje nieszczęsne kolana bo na rękach zaciągnąłem rękawki. Ale jechało się przyjemnie.