Miejska jazda. Używam już roweru jako zwykłego środka transportu, chociaż, jak go zostawiam czasem przypiętego gdzieś na ulicy to mam stresa małego jak wracam, czy go tam zastanę. Ale chodzenie na nogach wydaje mi się już mało efektywne, a na empeki szkoda mi kasy i czasu, także nie pozostaje nic innego jak kręcenie.
Wracam sobie wieczorową porą i z małego wzniesienia sobie mknę z V=33,5. Jadę ścieżkochodnikiem i widzę idzie kobieta po jednym kraju chodnika a kawałek za nią pis po drugiej stronie. Dużo miejsca miedzy nimi więc nie zmniejszając prędkości jadę pomiędzy. Nagle słyszę baba się drze i kilka metrów przed sobą widzę naprężoną smycz. Widmo spotkania głowy z chodnikiem przed oczami. Cisnę na klamki i udaje się wyhamować, ostatni metr już tylko na przednim kole jechałem, aż spadłem z siodła. Kobieta zaczęła mnie przepraszać, ale że ja jestem grzeczny i miły to powiedziałem, że nic się nie stało i zacząłem odjeżdzać, wtedy jeszcze ona zawołała do mnie: dobre ma pan hamulce! To mnie podbudowało i wróciłem już do akademika.
MIałem się wybrać na jaką małą wycieczkę, ale kiedy zobaczyłem mojego już slicka tylnego mythosa i wystającą w jednym punkcie detkę postanowiłem w końcu się z nim rozstać:( Budżet nie pozwalał na quality oponę to postanowiłem jakiegoś przejściowego średniaka zakupić. Stanęło na jakimś kelly'sie. Żeby ją wypróbowac i trochę ubrudzić, zeby głupio taka nowa nie wyglądała to pojechałem na Rocha do lasu. Nie mogłem już takich fajnych driftów przeprowadzać z racji lepszego bieżnika, ale to pewnie będzie lepiej dla mojego zdrowia i bezpieczeństwa.
Na odstresowanie Niechobrz. Stresa jednak miałem, gdy w połowie wyprawy okrutnie pociąłem dętkę że nie nadawała się już do łatania. Założyłem drugą i okazało się, że mi strzeliła na łatce samoprzylepnej, którą kiedyś tam nakleiłem. Dziura była za duża. Nakleiłem na siebie 3 łatki i napompowałem na dość niskie ciśnienie tak, że udało mi się jakoś jechać. I dopiero na podkarpackiej znowu strzeliło to się już nie bawiłem w ściąganie koła tylko na nogach doszedłem do bazy.