Wpisy archiwalne w kategorii

7 plus

Dystans całkowity:1373.92 km (w terenie 277.00 km; 20.16%)
Czas w ruchu:63:12
Średnia prędkość:20.53 km/h
Maksymalna prędkość:88.66 km/h
Maks. tętno maksymalne:194 (94 %)
Maks. tętno średnie:146 (70 %)
Suma kalorii:9409 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:76.33 km i 3h 43m
Więcej statystyk

wykorzystywanie pogody

Piątek, 9 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 7 plus, sam
Magdalenka, Niechobrz, Boguchwała.
Strasznie ciepło było to szkoda było marnować. wybrałem się o 16 w koszulce i spodenkach, jak wracałem to mnie troche przewiało, szczególnie moje nieszczęsne kolana bo na rękach zaciągnąłem rękawki. Ale jechało się przyjemnie.

Patria BF

Sobota, 21 listopada 2009 · Komentarze(4)
Kategoria 7 plus
Sobota, miało być troszkę wcześniej, ale wyjazd nastąpił mniej lub więcej o 1000. Ekipa 4-osobowa, ale towarzystwo doborowe. 2 Mateusze, kundello i Robert.
Było dośc ciepło ok 10 centów, ale przyodziałem ochraniacze na buty i grubsze rękawiczki. Zimowe rękawiczki doprowadziły, na podjeździe do Przylasku, znaczne spocenie dłoni, ale ochraniacze zapewniały komfort termiczny.
Po minięciu przylasku, pierwsza przygoda. Na wąskim zjeździe, trzeba było wyminąć konia ciągnącego wóz. Jechałem pierwszy i bez zmniejszania prędkości ominąłem zwierzaka, który się po tym manewrze trochę spłoszył i chciał przywitać resztę chłopaków swoimi kopytami, udało się jednak uniknąć śladów podkowy na czołach. Niemniej wprowadziło to nas w dobry nastrój.
Potem w stary dobry las w okolicach Hermanowej. Mateuszowi pechowo złapało się 2 razy kapcia. Następnie na Patrię bez niespodzianek i powrót do Rzeszowa już asfaltem, żeby się wyrobić na 1600.


3/4 załogi (zdjęcie Roberta)


Patria zdobyta (zdjęcie Roberta)

patria w błocie

Niedziela, 25 października 2009 · Komentarze(2)
Kategoria 7 plus
Nie było zdziwnieniem, że rano pod Arcusem pojawił się tylko kundello. We dwóch wyruszyliśmy na poszukiwanie przygód. Substytutem przygody miało zostać błoto, z racji, że było je łatwiej znaleźć.
Jak najszybciej przez Budziwój i Pryzlasek, bo to trasa już tak znudzona, że nikomu się nie chce nią jechać. Dalej Hermanowa, i powolne wtoczenie się do lasu. Błota było obficie. Dodatkowo zwalone drzewa na szlaku skutecznie zmuszały do zsiadek.
W pewnym momencie jeszcze małe zagubienie nastąpiło, bo zeszliśmy z żółtego szlaku, a w moim gpsie padła bateria i musieliśmy trochę podjechać na czuja. Ale udało się i dalej już do samej Patrii szlakiem.
Powrót kawałek lasem, ale wpadaliśmy trochę w ślepe zaułki to wyjechaliśmy w Gwoźnicy. Stamtąd już sam asfalt. Jeszcze był jeden podjazd, o którrgo stromości i długości mówił nam spotkany starszy jegomość, ale po obejrzeniu nas tylko się uśmiechnął i powiedzieliśmy mu, że już nas raczej nic nie odstraszy. Ale fakt, że było wymagająco. To chyba w Połomii było. No i powrót bez szczególnych powodów do większego opisu.
Na koniec myjka dla roweru, a ciuchy trochę poczekają na pranie:D


Tak wyglądało większość tras w lesie


Odpoczywa na szczycie


I już tylko mycie

patria

Piątek, 24 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria 7 plus
Ustawiłem się z chłopakami z bikeforum: Yazoorem i Miciem. Początkowo mieliśmy jechać wcześniej, ale poranna burza trochę postraszyła i przełożyliśmy start na 12:00.
Pogoda dopisała, trochę wietrznie bywało momentami, ale dało się nawet jechać.
Yazoor trochę zostawał, ale czekaliśmy na niego i razem jechaliśmy przez chwilę, by potem znowu trochę odskoczyć. Schemat się raz nie sprawdził. Po dość ostrym kamienistym zjeździe w grupie zostałem tylko ja i Miciu. Wróciliśmy na górę, ale ani śladu kompana, zjechaliśmy też dróżką, która odbijała w bok, ale też nic. Jeszcze raz wróciliśmy do punktu, w którym zaczynał się zjazd, ale ani widu ani słychu. Nie bardzo wiedzieliśmy co mamy robić, aż w końcu uznaliśmy, że jedziemy dalej.
Podjazd pod Patrię, trochę potu ze mnie wycisnął, ale warto było. Na dowód, że tam dotarliśmy sporządziłem dokumentację fotograficzną.


Miciu pod krzyżem

To był dowód na to, że Miciu tam wyjechał. Dla siebie mam tylko zdjęcie roweru pod krzyżem. Ale każdy wie, że nie porzyczam nikomu swojego bika, więc tylko ja tam mogłem na nim wyjechać.


Merida u szczytu

Ślad zapisałem w 2 częściach, bo nie wiem, jak wyjść z treka, pozostawiając go pracującego w tle w mojej nokii. Musiałem wykonać ważny telefon (okazało się, że wcale nie był ważny) i musiałem wyłączyć zapis.



nockowa

Wtorek, 21 lipca 2009 · Komentarze(2)
Kategoria 7 plus, sam
Tour dwuetapowy. Najpierw przed południem Magdalenka, potem powrót do akademika na chwilę, pożywienie się i w dalszą trasę.
Ze Staroniwy do Zgłobnia starym dobrym szlakiem i tam przy cmentarzu skok w bok na żółty. Kilka kilometrów udało się przejechać, ale co już można nazwać tradycją zgubiłem szlak, zresztą jechałem sobie specjalnie się nim nie przejmując więc, że do tego doszło nie było zaskoczeniem. Dojechałem do jakich przekaźników i wpadłem w małe zakłopotanie, bo nie miałem zielonego pojęcia gdzie jestem. Dwóch tubylców na oko 6-cio letnich potrafiło mi tylko powiedzieć, że droga którą jadę prowadzi do asfaltu, a na zapytanie jak nazywa się miejscowość, w której mieszkają odpowiedzieli: my mieszkamy tu. Z pomocą przyszedł gps. Okazało się, że wylądowałem w Nockowej. Stamtąd do Trzciany popędziłem i E40 do Rzeszowa. Niezbyt się fajnie jechało, jak mi tak auta szybko śmigały kilkadziesiąt centymetrów ode mnie, więc kiedy to tylko było możliwe wskakiwałem na chodnik.
Dziś rozdziewiczenie nowych rękawiczek. Nie umywają się do starych, ale szkoda mi było kasy na lepsze. A bez rękawiczek, jak pojeździłem jeden dzień to ledwo mogłem utrzymać kierownicę, taka była śliska od spoconych rąk.

patria

Środa, 13 maja 2009 · Komentarze(1)
Kategoria 7 plus
Z Rzeszowa do Budziwoja i stamtąd jakoś do Tyczyna, cały czas asfaltem. W Tyczynie udało nam się dostrzec żółty szlak, więc przez chwilę jechaliśmy według niego. Celem podróży był rezerwat Wilcze, dlatego długo nie jechaliśmy szlakiem tylko odbiliśmy, w sumie to nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie. Zapytana po drodze babcia poinformowała nas, że dotarliśmy do Borku. Tam też zaglądneliśmy do sanktuarium, co mogę potwierdzić zrobionym zdjęciem. Było tam jakieś magiczne źródło, ale nikt z nas nie zaryzykował napicia się z niego wody.

Sanktuarium, ja z Emilem

Następnie pokierowaliśmy się do Błażowej. Trochę nudna asfaltowa przeprawa. Na miejscu zaglądneliśmy do sklepu, żeby się trochę pożywić. Potem trochę zagubieni zapytaliśmy o drogę i ruszyliśmy do Kąkolówki. Od tego momentu zaczęły się podjazy. Z Kąkolówki zielonym szlakiem do samej Patrii. W lesie było jeszcze trochę błota, z czym nie zawsze mój, już trochę wytarty z tyłu mythos xc, sobie radził. Udało się jednak jakoś dotrzeć.

Krzyż na Patrii

Droga powrotna żółtym szlakiem. Kilka bardzo fajnych zjazdów po lesie. W sumie większość powrotu po lesie to praktycznie sam zjazd. W pewnym momencie szlak gdzieś zgubiliśmy, ale wiedzieliśmy, że jeżeli będziemy podążać za słońcem to dotrzemy do Rzeszowa.
Dojechaliśmy do Baryczki. Było już trochę późno, bo około 20 i zaczęło robić się zimno, więc zweryfikowaliśmy trasę powrotną na sam asfalt. Przez Lutoryż i Boguchwałę wróciliśmy do akademika.
Palce u rąk i nóg miałem skostniałe i przewiało mi trochę kolano, ale ogólne wrażenia po wycieczce bardzo pozytywne.

Trasa wyglądała mniej więcej tak, jak to Emil zaznaczył na gpsies w opisie wycieczki na swoim blogu.

wycieczka spod pomnika

Sobota, 9 maja 2009 · Komentarze(2)
Kategoria spod pomnika, 7 plus
O 10 pod pomnikiem. Było w sumie 5 osób plus ja. Pierwszy raz z tą załogą
pedałowałem, więc nie wiedziałem czego się spodziewać, ale widząc, że są tam też fulle nie martwiłem sie zbytnio o tempo.

Kamraci, zdjęcie Maćka

Reszta zdjęć z wyprawy w galerii Maćka.

Z Rzeszowa asfaltem do Malawy, a potem podjazd pod Magdalenkę.
Zbyt czesto nie bywam w tamtych terenach, więc dokładnie nie pamiętam, jak przebiegała trasa. Ale po Magdalence było sporo fajnych asfaltowych zjazdów przeplatanych niefajnymi podjazdami. Na pewno jechaliśmy koło Borówek, a potem znów wbiliśmy się na szuter i w las. Dużo było fajnych, szybkich zjazdów. Chwilę nawet podążaliśmy czarnym szlakiem.
Na asfalt wyjechaliśmy w okolicach Nieborowa i już dość zmęczeni wróciliśmy asfaltem przez Tyczyn do Rzeszowa.

Już do końca przestałem zawierzać pulsometrowi. Podczas nieco ponad 4 godzinnej wyprawy wyszło, że spaliłem 7616 kcal. Wątpię, żeby 2 plemiona Etiopczyków spaliło tyle przez tydzień.

Grzyby jeszcze nie rosną, ale w lesie można zbierać inne składowe runa. My znaleźliśmy 2 puszki żywca, które pospiesznie opróżniliśmy.